PW student goes to UK

sobota, stycznia 28, 2006

Co sie dzialo wczoraj.

Pobudka o 3 nad ranem. Jakies szybkie sniadanko i do samochodu. Troszke chyba do mnie nie docieralo ze to juz dzis znajde sie tysiac i troszke kilometrow od domu. Przyjechalem na okecie okolo 5. Wchodze a tam juz tlum ludzi czeka na samolot. Jednak te tanie linie sa bardzo popularne. Przywitalem sie Piotrkiem Stappem i drugim Piotrkiem (Stefanem) Stefaniakiem i czekamy na odprawe. PRzy wazeniu bagazu okazalo sie ze rodzice trosze za duzo rzeczy mi dali bo wazyl tylko 27 kilo (zamiast przepisowych 20) ja jednak uroczo usmiechnalem sie do pani ktora wydawala mi bilet i ta kazala mi zaplacic tylko za 3 kilogramy nadbagazu. Pozegnalem sie z rodzicam i huzia do samolotu. Potem musialem zdjac nawet pasek od spodni zeby przejsc przez wykrywacz metalu ale w koncu udalo sie przejsc. W poczekalni (tak to chyba mozna nazwac) zaczelismy rozmawiac o wyjezdzie i jakos tak mnie sieprzypomnialo ze zupelnie przypadkiem nie wzialem wódeczki która już byla naszykowana. Czem prędzej poszelem do sklepu zakupic odpowiedni towar.

Gdy wszedlem do samolotu (dodam moze ze lecialem pierwszy raz - mama tak byla przejeta ze chciala mi dac aviomarin zeby mi przypadkiem niedobrze nie bylo) okazalo sie ze jednak nie odlecimy o czasie bo nastapila awaria kompa na odprawie i musieli recznie odprawiac milion osob. Opoznienie trwalo 40 minut. Potem nastapil start...

Otoz ta kupa zelastwa ma naprawde niezle przyspieszenie i startowi towarzyszy dosc ciekawe uczucie. Sam lot to po prostu nic mozna troszke popatrzec przez okno (jesli akurat siedzi sie przy oknie) i czekac na ladowanie. W miedzyczasie zabawna scenka byl pokaz pan stewardess o bezpieczenstwie (duzo machaly rekami). Przy ladowaniu wystepuje dosc ciekawy zwyczaj bicia brawo pilotowi za udane ladowanie. Uwazam ze to bardzo mile.

Na lotnisku w Luton (ktore jest 3 razy bardziej rozbudowane niz okecie a to przeciez tylko podrzedne londynskie lotnisko) musileimy poczekac 2 godziny na interesujacy nas autobus. Bilet powrotny na 80 km kosztuje jedyne 15 funciakow wiec taniocha.

Gdy dojechalismy do oxford musielimsy przejsc jeszcze pare kilometrow do akademika (morell hall sie nazywa) zeby sie zameldowac. Tutaj specjalne podziekowania naleza sie pewnej Niemce (Catrinie) ktora poprowdzila nas duzo lepiej niz pan z ochrony ktorego instrukcji chyba nie do konca zrozumielismy.

Nastapily 3 godziny biurokracji, ktora wcale nie okazala sie uciazliwa. Anglicy okazali sie dla nas bardzo pomocni i wyrozumiali. Szybko zuzylem 4 zdjecia do roznych dokumentow ale w jeden dzien zostaly zalatwione prawie wszystkie sprawy urzedowe. JEdynym problemem jest fakt ze nie mamy wybranych zadnych przedmiotow (ale czy mozna sie bylo spodziewac ze Broskowski zalatwi te przedmioty....) i chcielismy sie skontaktowac z naszym opiekunem prof. Stanczakiem ale akurat byc moze wyskoczyl na piwko albo co bo nie bylo go choc mial byc. Wiadomo kazdemu moze sie zdarzyc.

Moj pokoj jest niewielki ale w sumie zupelnie wystarczajacy. Udalo mi sie bezproblemowo rozpakowac. Poznalem tez jedna z naszych wspollokatorek, zostala ochrzczona przez nas French Chick gdyz imienia jej na razie nie umiem powtorzyc (zdaje sie ze cos na G ale po 3krotnym powtorzeniu przez nia nie mialem odwagi spytac po raz 4).

Dodam moze ze pojecie akademika jest tutaj nieco inne niz w kraju. Otoz mieszkam w 5 pokojowym segmecie domku. KAzdy ma swoj pokoj (Leszek placac 1,5 funta tygodniowo wiecej ma apartament 2 razy wiekszy niz ja), jest wspolna kuchnia i 2 prysznice.

Wybralismy sie wczoraj do TESCO ale niestety nie udalo sie nam go znalezc. Czekajac na autobus kilkadziesiat minut, gdy do niego wsiadlismy okazalo sie ze jedziemy w niewlasciwym kierunku. Ogolnie na ulicy czesto musimy sie pytac przechodzniow o rozne rzeczy ale dopoki nie zrozumiemy tego miasta mysle ze jest to zrozumiale.

Wczoraj zdaje sie byla jakas impreza w zwiazku studentow ale nie poszlismy gdyz bylismy zbyt zmeczeni zeby jeszcze imprezowac.

Poslalem lozko i poszedlem spac. Misja na jutro znalezc TEsco