PW student goes to UK

poniedziałek, maja 24, 2010

smokewalk over a roasted joint (with 15 vodka with redbull the other night)

Hmm, cóż mogę rzec... JEst po prostu epicko. W sumie pewnie jeśli ktoś to przeczyta to pomyśli że jakiś dzieciak się bawi i podnieca się tym pisząc o tym jakieś posty, ale to jego problem.

Jestem więc w trybie pełnego odpoczynku pijąc mniej więcej cały czas. W sobotę zaczęliśmy spokojnie o 14. Pogoda tutaj jest jakaś zajebista, po prostu lato 27 stopni, czyste niebo. Sami angole takiej pogody nie pamiętają. Budząc się radośnie o godzinie 12, nie mając oczywiście żadnego planu na sobotę rozkminiliśmy, że po primo, musi być leniwie, po drugie musi być dobrze:)
aha nie wspomniałem, że rozbijam się z bezrobotnym. Grzesiu odszedł z pracy i teraz jest poszukującym pracy, na pewno headhunterzy już niedługo się rozdzwonią.

W sobotę wczesnym popołudniem więc poszliśmy zwiedzić departament zoologii, gdzie pracuje kumpel Grzesia. Tacy naukowcy, to bynajmniej nie są lejtusy, bo zapierdzielają całkiem konkret w tym k0nkretnym przypadku na przykład w sobotę i niedziele. Rzeczony Tom nie jest takim zwykłym biologiem, a biologiem molekularnym i bada proszę ja was własności nici pajęczej pod kątem własności fizycznych. Zobaczyliśmy więc maszyny warte pewnie tyle co cała politechnika z przyległościami posłuchaliśmy trochę bardzo mądrych rzeczy, które dobrze udawaliśmy, że rozumieliśmy przez wtrącanie komentarzy a potem poszliśmy zobaczyć pająki. Mając lekką nadzieję, że zamienię się spider-mana wszedłem do szklarni pełnej pająków, z których większość była wielkości połowy mojej dłoni. Pajączki okazały się całkiem sympatyczne, nie chcialy nas pożreć żywcem, przy okazji dowiedzieliśmy się, że ten konkretny gatunek ma najmocniejszą nić na świecie. Tom jest naprawdę zajebistym gościem, tłumaczył wszytko, widziałem badania, które mogą zmienić świat... niezłe.

po tej realizacji wyższych potrzeb umysłowych, zajęliśmy się bardziej pierwotnymi. Najpierw kilka pints z znajomymi z teakwondo, potem zajebisty azjatycki obiad w dobrej knajpie, a potem let's party.
Ponieważ koło godziny 23 zaczęliśmy troszkę przysypiać, należało zmienić konsumowane manhattany na coś ożywczego, i tak zaczęła się noc sponsorowana przez wódkę z redbullem. Wypiliśmy ich chyba z 12 na głowę (znaczy tam jest tylko pół redbulla...) i to pozwoliło nam dać radę do 5. komendantami imprezy nie zostaliśmy ale, zabawa byłą przednia. Muzyki z baywatcha nie puścili (jak to zwykle bywa na angielskich imprezach ale i tak bylo spoko).

Niedziela upłynęła bardzo spokojnie ale jakże zajebiście. o 16 zjawiliśmy się u kumpla Grześka na grillu, które okazało się zgromadzeniem fizyków jądrowych gadających o sex, drugs and rock and roll, przy skrzynce belgijskiego piwa. Tym sposobem właśnie odbyliśmy mały smoketalk przy różnich wypalanych rzeczach over a roasted joint.:) Jedzenie przygotowane przez Seba i jego dziewczynę (gospodarze) byla naprawdę zajebiste, a rozmowy toczone po prostu epickie. Zostaliśmy tam do 22:30 po czym kultualnei się zabraliśmy żeby nie nadużywać gościnności, ale tak miłych ludzi nie można zapomnieć i spotyka się naprawdę rzadko. Wymieliśmy się jeszcze mailami, umówiliśmy na powtórezckę w warszawie i tak zakończyły się 2 dni intesywnego nicneirobienia
ahh life is hard