PW student goes to UK

niedziela, lutego 26, 2006

Taki zwykły Post

Wczoraj oczywiście nic nie napisalem bo mi sie nie chcialo. Ale wczoraj nawet pare rzeczy sie wydarzylo. Przede wszystkim zrobilismy wczoraj wiecej z XSLT niz 605 studentow w zeszlym roku czyli osiagnelismy nasza fore posrednia. Ponadto zarabiscie sie nawet nam wczoraj pracowalo, ale chyba wiecej nie bedziemy chodzic do Stefna pracowac bo Stefan jest bardoz wrazliwym czlowiekiem i kiedy przekliamy jak po raz kolejny XSLT nie dziala jak trzeba to kiedy ludzie z bloku Stefana sa w poblizu to strasznie nas ucisza, tak jakby rozumieli o co chodzi:) W sumie oni tez nie raz miechem rzucaja po prostu jak ze soba rozmawiaja i jakos nie przeszkadza im fakt ze jestesmy obok (no bo i co niby mialoby przeszkadzac). No ale tym niemniej sfinalizowalismy prace wczoraj i nawet udalo sie nam odkryc kilka ciekawych mykow w visualu:)

Ponadto wczoraj zagralismy pierwszy raz w King of Beers ale jakos tak slabo bylo. Mysle ze jak przywioze tę grę na grunty polskie to nie moze być tak słabo i będzie ciekawiej. Potem jakies 2 bloki dalej odbywała się jakaś impreza, a ponieważ wszyscy się tak jakoś wybierali to z Lechem swierdziliśmy, że warto się wybrać. Ponieważ klimat miał być w stylu lat 60 zostałem przyozdobiony w kwiat we włosach oraz namalowali mi Peace and love na policzku i tym dziarskim krokiem ruszylismy na impreze akademikową ala Mikołaj party. Na miejscu okazało się, że w ogóle jest milion osób z czego 80% stanowią Francuzi albo Hiszpanie i jakoś ciężko się było zintegrować bo oni gadali po swojemu. Lechu zrezygnowal po pół godziny dzielnej walki ja zaś powalczyłem jeszcze moment i znalazłem pierwszego poza nami Polaka który studiuje na Brookes. Człowiek jest z Gliwic ma na imię Michał i to w sumie tyle co o nim wiem bo pogadał ze mną moemnt zaraz po czym poszedl zarywac jakieś 2 Hiszpanki więc stwierdziłem, że może nie będe mu dalej przeszkadzał gdyż chyba miał jakieś nadzieje. Potem pogadałem jeszcze z gospodynią imprezy (przemiła Francuzka o imieniu Matilde) po czym stwierdziłem, że to jednak nie mój klimat dzisiaj, mam troszke kataru i zaczyna mnie nieco boleć gardlo więc kulturalnie wyszedlem po angielsku jak zwyczaje nakazują.

Dzisiaj choróbsko, które mnie trawi nie dało za wygraną pomimo, że walczę z nim intesywanie przy pomocy armii prochów w postaci rutinoscorbinu i innych gripexów. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś wygrać z chorobą, bo jak ja się rozłożę to nie będzie żartów tylko 39+ stopni i parę dni umierania w łóżku co musze powiedzieć średnio mnie rajcuje.

Właśnie zadzwonil Stappu, że niby się powinienem do nich wybrać bo zaczęli coś robić. W sumie pewnie ma rację, ale mi się tak potwornie nie chce robić teraz.... No dobra ale pójde, żeby potem nie było... A może w końcu Stefan zrobi tą pizzę co to ją od 2 dni obiecuje.... wczoraj niby go wątroba bolała. Wątroba wątrobą ja się nastawiłem, że sam nic niebędę musał pichcić a tutaj dupa, że tak powiem. Ciekawe co dzisiaj śledziona?? Woreczek?? (no dobra Stefan nie bierz tego do siebie ja się tak po prostu zbijam .... dobrą pizzę robisz:)

pozdro

3 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

to ciekawe kiedy beda nalesniki Miszczu, bo o nich juz mowisz od ponad dwoch tygodni... /Stefu

9:07 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Stefan nie zna jeszcze na tyle Łukasza, żeby wiedzieć,że naleśniki JUŻ są zrobione ;)

4:20 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Chodzi się na beach party w zimę, to później się choruje...

4:22 PM  

Prześlij komentarz

<< Home