PW student goes to UK

piątek, lutego 24, 2006

To jest głupie

Temat tego postu może być nieco dezorientujący przyznaję, ale postaram się wyjaśnic o co chodzi. Przede wszystkim nieco o środzie:

W środe po raz pierwszy poszliśmy na imprezkę zwaną FUBAR, która odbywa się w students' union jakieś 5 minut drogi od nas. Tutaj wszystko jest takie ciekawe bo każda imprezka ma jakiś motyw przewodni, ta na której byliśmy miała iście niezły: Beach (nie mylić z Bitch, ja jak pierwszy raz to uslyszalem to bylem pewien ze o to chodzi;/) Party. Wielkie zdziwienie mnie czekalo gdy dotarłem na miejsce. A wiernymi towarzyszami moimi byli Lechu (zwany przez Angoli Lecz), Piotrek Stapp (zwany Peter from Poland) oraz Manu (znany szerzej jako Manu) Karl (a może Carl kto go tam wie, znany niektórym jako człowiek podpisujący jedzenie). Dodam może, że na dworzu jest jakieś + 2 stopnie na szczęście nie wieje, patrzę a tam stoją dziewczyny w strojach kąpielowych z kurtką jeno. Myślę o co chodzi? Manu mnie oświecił (jednak te pół roku w oxfordzie swoje robi). Jako, że ja sam przyszedłem na imprezę bez kurtki (bo nie trzeba się z nią obtykać i płacić za szatnie) i bardzo się obawiałem czy po drodze nie zamarznę, spojrzałem rpzez chwilę na te "hot chicks" i od razu człowiek zapomniałe, że na około jest zimno. Przed imprezką obaliliśmy naszą przedostatnią butelczynę. Szło raczej szybko bo wypiliśmy mniej niż "nic" (dla tych co nie są z PW polecam dowiedzenie się co znaczy "nic"). Przy kielonach dzielnie rozprawialiśmy na wszelakie tematy, którym przystoi rozmawiać przystojnym dżentelmanom: a więc polityka i kobiety:) Aha i popadliśmy w kompleksy na punkcie internetu który zarówno w Szwecji jak i we Francji jest milion razy szybszy i tańszy... Po prostu ręce idzie załamać, że ciągle jesteśmy 100 lat za murzynami. Sama impreza jak to impreza, popełniłem jednak jeden strategiczny błąd, mianowicie zacząłem na niej pić piwko co po wcześniejszej konsumpcji pewnego innego napoju na dłuższą metę nie okazało się zbyt dobre. Leszek twardo zaś nie pił piwa i rano potem był zdrowy... Na imprezie pełen lans i bałns z naszej strony. Karl poszedł wyrywać jakieś towary, my uczyliśmy Manu przeklinać po polsku. Trzeba powiedzieć, że ma chłopak dar językowy. Każdy z nas nauczył go jakiejś części pewnej wiąchy (z uwagi na to, że blog ten mogą czytać niewiasty, które nie są jeszcze skalane tak niskimi słowami nie będę ich tutaj przytaczał) i po jakiś 20 minutach Manu mógł praktycznie bezbłędnie powiedziec to czego go nauczyliśmy.

Na samej imprezie od około północy zaczęło się robić niestety tłoczno i bywały momenty, że się gubiliśmy jednak ogólnie rzecz ujmując zawsze udało się nam jakoś znaleźć. Piotrek jednak koło pierwszje prawdopodobnie stwierdził, że już mu się nie chce i polazł do domu. Nie zrażeni tym zachowaniem dalej imprezowaliśmy. Mjuzik był znośny a impreza jak zwykle kończyła się o 2. Gdy wyszliśmy z klubu przyszedł czas pewnych podsunowań: Manu stwierdził, że ogólnie to byo dobrze, tylko jakaś fińska laska mu uciekła i począł Karla (dla ustalenia uwagi niech będzie przez K) nagabywać czy może zrobił coś złego, coś nie w "nordic style". Karl zdaje się nie był w stanie udzielić dobrej odpowiedzi na to pytanie gdyż po wypiciu około 9 piw jego konstrukje gramatyczne nie były w pełni poprawne. Manu na pożegnanie stwierdził, że to nie może się powtórzyć podziękował, ja również i rozeszliśmy się do domów.

Potem było wczoraj:) Obudziłem się z lekko zachwianą równowagą chemiczną centralnego układu nerwowego. Potem robiłem jakieś mało interesujące rzeczy. Potem zaś poszliśmy do prawie wyleczonego Stefana na robienie XSLT. Dodam może, że mamy robić coś do czego ten XSLT tak właściwie zupełnie nie służy, ale o tej 14:30 cały czas mieliśmy dobry pomysł i byliśmy dobrej myśli. O tamtej pory wszystko było już niestety po górę. Mając do dyspozycji jakieś 550+ IQ podchodziliśmy do pisania pewnej procedury rekyurencyjnej jakieś 3 razy i każdy był porażką:) Bukmacherzy przyjmowali zakłady co zwróci procedura gdy już uda się nam uruchomić. Niestety pełni arogancji nikt nie postawił na wynik, że rekurencja zwyczajnie się nie zatrzyma.... Stappu około godziny 19 kiedy nasze mózgi już naprawdę miały dosyć, stwierdził pełnym rozpaczy i bezradności głosem, jednocześnie z miną zbitego psa: Ale to jest głupie!. To był niestety wyzwalacz totalnej glupawki w jaką wpadłem z Lechem. Po prostu moja głowa uznała, że te okoliczności były tak absurdalne, że aż śmieszne. Prwada jest jednak taka, że to faktycznie jest głupie.... XSLTowaliśmy jednye 5 i pół godziny po czym rozeszliśmy się do domów. Życzyliśmy Piotrkowi miłego dzisiaj.

A plany na dzisiaj: Road to TEsco, You too can do the roundhouse kick like Chuck czyli teakwon-do.

pozdro

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

"To jest głupie"

4:57 PM  
Blogger luckyluke said...

ale to czy tamto?? bo nie wiem o co chodzi?:)

5:01 PM  

Prześlij komentarz

<< Home