PW student goes to UK

wtorek, stycznia 31, 2006

Another Day in UK czyli "Students Hack" koleżanka z Libanu i co to tego ma XML

Pełen dobrych myśli zasiadłem dziś do zajęć. Niczym odkrywca wkraczający na nieznany ląd chciałem odkryć piękno tutejszej nauki... niestety ląd ten okazał się wyjątkowo słaby... Pierwszy wykład hucznie nazywający się web infrastructure dotyczył jakichś XML.. i XMLi i XML, wspomniałem może, że będziemy zajmować się na nim xmlami... Będzie to na dłubanie w jakiś beznadziejnych rzeczach, które może robić człowiek w liceum. Ale pomyślałem dobrze będę twardy to na pewno jakaś próba mojego charakteru, choć jedne zajęcia muszą być interesujące. Po wykładzie mieliśmy 2 godziny okienka, poszedłem więc z Lechem do laborki (wysłać flotę a jakże) poszukać syllabusów do innych przedmiotów bo mój mózg tutaj po prostu zgnije. Zostanie wyssana z niego ostatnia reszta inwencji. Poszliśmy potem do stołówki coś wszamać (nie nie kupowaliśmy niczego przecież nas nie stać ale w przeciwieństwie do wczoraj dzisiaj wziąłem jakieś jedzenie z domu).

Lekko zawiedziony i podłamany poszedłem na ostatnie dziś zajęcia, ktore miały trwać jakieś 4 godziny (wykład i laborki). Prowadził je profesor, ochrzczony przez Lecha "Człowiek Żaba", nie ulega wątpliwości, że stwierdzenie było dość celne. Otóż przedmiotem zainteresowań tego pana są web servicy. Pomyślałem super. jakaś Java w końcu albo inny .Net. Zdziwił mnie jedynie fakt, że pan prowadzący przez zajęciami wręcz ostrzegał, że będziemy tutaj programować w Javie, więc może być ciężko. Na początku ja naiwny nie skminiłem o co chodzi, jednak już wkrotce moja dziecięca naiwność miała zostać rozwiana.

Otóż WSZYSTKO co będziemy robić na tych zajęciach będziemy robić w notatniku... To co że jest Eclipse. Pan uważa, że takie narzędzia nie pomagają i lepiej wszystko pisać samemu. TO co, że jest to potwornie nudne i zupełnie nierozwijająe, ale przecież to każdy szanujący się progamista powinien sam napisać parser SOAPa albo żądań HTML. W mojej głowie zrodziła się jednak podstępna myśl, że przecież on nie musi wiedzieć, że używalem jakichkolwiek narzędzi w pisaniu mojego projektu, chyba więc nie będę go uświadamiał, że postawienie web service to praca na paręnascie minut, a zaimplementowanie metod już nie będzie trudne. W ogóle w tej szkole chyba nie słyszeli o innych narzędziach niż podstawowe edytory tekstu. Myśle, że podświetlanie składnie było dla nich nie lada okryciem. Przy okazji dowiedziałem się, że projektem zaliczeniowym jest zrobienie aplikacji obslugującej stację ornitologiczną. No tak wczoraj kaczki, dzisiaj ptaszki, wszystko zaczyna się łączyć w jakąś całość, myślę że jutro będziemy analizować migracje.

Nastąpił czas laborki. Facet dał nam kod webservicu napisanego przez siebie i pytał się czy KTOKOLWIEK rozumie o co w tym chodzi. No cóż w koncu object oriented programming nie jest najmocniejszą strona w tych stronach. W sali spotkała nas niespodzianka (która to już tego dnia, po prostu niespodziewany dzień) kompy włączał się chyba z dziesięć minut. Wszystko dlatego, że system musiały się zbootować serwera (dla niewtajemniczonych musiałby zgrać sporo plików z głownej stacji). Zapytaliśmy się pana prowadzącego czemu jest tak. Odpowiedział z gasnącym uśmiechem "Students hack". No cóż nie było to dla mnie łatwe do zrozumienia jak można nauczyć się hackować w tej szkole skoro ma się problemy z programowanie, ale być może był tutaj kiedyś jakiś mega zdolny student który mial to nieszczęście że marnowal swój talent w brookes to coś kiedyś zhackowal.. kto wie. A może to były ataki z zewnątrz ale wtedy czemu na kompach nie ma systemu??? No cóż naprawdę chciaem zrobić zadanie, ale niestety nie udało mi się, gdyż gdy wprowadziłem zmiany do kodu (w między czasie zostałem wielokrotnie ostrzeżony przez niezawodnego firewalla windy, ze próbuje zrobić coś bardzo niebezpiecznego) nie udało mi się go skompilować gdyż javac nie jest rozpoznawaną komendą na tym kompie. Szczyt absurdu.

Teraz może jeszcze wspomnę o milym akcencie dzisiejszego dnia, ktory właściwie spowodował, że caly dzień był udany. Otóż rozmawialiśmy z bardzo sympatyczną dziewcznyną, która robi tutaj doktorat. Akurat opuszczaliśmy już gmach tej uczelni, kiedy zostaliśmy wyrwani na nowiutkiego laptopa Della z 17 calowym wyświetlaczem:) Prawdopodbnie nie potrzebowaliśmy wiele gdyż od 9 godzin byliśmy w szkole i naprawdę mieliśmy już dosyć. Rozmawiało się bardzo sympatycznie, dowiedzieliśmy się, że robi doktorat z matmy i że niestety za tydzień wraca do domu co jest troszke słabe gdyż na pewno dobrze byśmy się dogadaywali. Powiedziała nam na dowidzenia, że jutro możemy spotkać ją w sports centre o 8:30 na teakwondo, akurat mamy wtedy zajęcia jeszcze ale mam wrażenie że lepiej pójść na te zajęcia, bo nie dość że człowiek zdrowszy będzie to jeszcze pozna trochę ludzi.
Skończyłem kolację i idę do Piotrka pograć w brydżyka
mam nadzieję, że lektura Was nie znuży i proszę komentować
pozdrawiam

Be right back

Właśnie wróciłem ze szkoły. Dzisiaj nie lepiej niż wczoraj jeśli chodzi o zajęcia, ale dzień ogólnie nawet udany. Zdarzyło się parę Ciekawych rzeczy. O których zaraz napiszę...

Zaraz zajecia

Przyszedlem do szkoly pol godziny przed zajeciami, wiec musze cos robic to pisze na bloga i wysylam floty. Zapomnialem wziac aparatu wiec nie bedzie fotek ze szkoly. Ponadto dzis jest jedyne 9 godzin zajec wie cna pewno bede bardzo do zycia. To mi sie wcale nie usmiecha tyle siedziec w szkole ale pocieszam sie mysla ze od czwartku jest weekend.

pozdro i napisze jak wroce zmeczony ze szkoly co tez takiego dzis smiesznego uslysze w szkole

poniedziałek, stycznia 30, 2006

Goood NIGHT

Właśnie skończyliśmy gadać z Grześkiem na skajpie, był pełen podziwu dla naszego dzieła na dzisiejszych laborkach. Gdybym nie był sobą i wiedzial jak wiekopomna jest to łódeczka sam bym pewnie pisał peany na cześć tego dzieła ale jestem skromny studentem i nie można przeginać. Jutro zapowiada się niezła jazda bo zajęcia mamy niczym na Polibudzie czyli od 9 do 18 więc być może nawet bedzie jakoś trudno. Udało się z Lechem dzisiaj odpalić diablo II pomimo gigantycznych trudności z kluczami (Lech musiał az do domu dzwonić żebyśmy mogli odpalić Battle.Net). Niestety na piwko dziś nie poszliśmy bo stwierdziłem, że piwo za 2 funkty codziennie to jednak pewna przesada. Ale mysle ze jutro uda sie mnie jakos gdzies wyciągnąć. Ponadto w ogóle jakos nie wiem o co chodzi bo przywiozłem z domu pół litra a ono leży cały czas nierozpakowane ja nie wiem w ogóle o co chodzi.... Mysle że to tak nie powinno wyglądać że student w akademiku ma w lodówce nieużywaną wódkę... toż to obraza spolecznosci...
No dobra kończę muszę jeszcze zrobić jakieś myju myju i spać, bo przeciez już późno a jutro caly dzień na nogach
3majcie sie jutro nastepny odcinek naszej niekonczącej sie przygody

Prawdziwie śmieszny dzień

Pobudka nastąpiła dość rano bo około godziny 8:00, ale poniewaz wczoraj poszedłem spać koło godziny 1:00 wcale nie było łatwo się podnieść. Mieliśmy dziś jechac na uczelnię po to żeby spotkać się naszym opiekunem prof. Stańczakiem. Tak też uczyniłem. Tutaj wkradnie się mała dywagacja: Jechałem tu z przekoaninem, że będę miał blisko do szkoły raptem 10 minut... Jakież więc było moje zdziwienie gdy dowiedziałem się że zajęcia są w ogóle w innej wsi niż cały ten oxford.... Kurde nie tak się umawialiśmy, jade przez jakieś pola do szkoły, mijam jakieś owce, krowy ... kurde czy ja studiuje Agricultural Architecture czy jak??
Ale to dopiero początek niespodzianek tego dnia.
Rozmowa z Tutorem przebiegła sprawnie i bez problemów. Dowiedzieliśmy się\paru rzeczy wysłał mnie do jakiejś pani w celu zarejestrowania sie na przedmioty i wsumie tyle go widzieliśmy. Wybraliśmy moduły w których chcemy uczesticzyć ale i przy okazji wyszło, że jeden odbywa się dziś o godzinei 13. Wszystko fajnie tylko nie planowałem tego więc nie wziąłem ze sobą żadnego jedziena i troszkę głodny chodziłem do godziny 17. W takzwanym międzyczasie tutro pokazał nam jak się mamy przemieszczać po campusie gdzie są poszczególne budynki etc. Nadeszła godzina W czyli rozpoczęcia zajęć, posłusznie zająłem miejsce w pierwszej ławce obok chłopaków i czekałem. Pani o urodzie której wolałbym zapomnieć rozkładała laptopa, pomyślałem jak bedę miał zajęcia to z konieczności bedę musial patrzeć na ekran gdzie będą slajdy bo na nią z pewnoscią się nie da (wiem że jestem paskudnie złośliwy ale dzisiejśzy dzień to po prostu jakiś absurd), po czym dowiedziałem się, że przedmiot ten (jego nominalna nazwa to Advances in User interface design) będzie polegał na animowaniu kaczek i łódeczek.... (dodam może jest to przedmiot na ścieżce magisterskiej). Pan który to wykładał (niezbyt urodziwa pani w międzyczasie gdzies uciekła) mówił nam o czymś co się nazywa SVG i jak w tym robić ładne kaczki przy pomocy krzywych beziera. Zdaniem które na dłgu pozostanie mi w pamięci bedzie" Have anybody here happened to program i Object oriented Language?". Pomyślałem no to w ładne gówno się wpakowałem skoro ledwie 2 osoby oprócz nas podniosły rękę... Już wtedy myślałem, że to być może jeden z moich psychodelicznych snów ale jednak byla to jawa (nie myić z javą). Potem zobaczyłem dzisiajsze zadanie laboratoryjne... musiałem narysować łódkę, rzeczkę i trawkę przy pomocy prostokącików, elips i innych ścieżek. Wtedy naprawde juz wiedziałem, że więcej na ten przedmiot nie pójdę. Dodam może, że na laborce wszyscy zrobiliśmy całe zadanie a pozostali studenci zaczynali kończyli robić łódeczkę.... ale przecież oni nie programowali to czego można od nich wymagać... żałość po prostu...

Wracaliśmy autobusem chyba 30 minut bo były strasznie korki.... Ech mam nadzieję, że jutro (mam zajęcia o 9 do 18) będzie coś interesującego bo dziś to po prostu był ŻART...

pozdrawiam i napisze coś jescze jak wszamię jakiś obiad bo mi już haluny przed oczami szaleją

Clubbing po angielsku

Jako zaprawieni w bojach clubberzy z Polski poszlismy dzis na jakies party w students Union. Ogolnie chyba wszyscy sie zawiedlismy gdyz po pierwsze wszyscy gadaja ze znajomymi, piwo jest cholernie drogie no i w ogole jest tak jakos dretwo... Ale dobra pewnie jestesmy nie przyzwyczajeni jak zaczniemy powaznie clubbingowac to moze bedzie jakos lepiej ale na razie ciezko mi to sobie wyobrazic. Na pewno wychodzi to ze jeszcze znamy bardzo malo osob i nei ma do kogo otworzyc ust, wiec sobie kulturalnei stalismy i gadalismy miedzy soba. W miedzyczasie poszedlem kupic jakies piwo, ale generalnie byla to najgorsza decyzja tego wieczoru (nigdy nie kupujcie StrongBow to jest jakies PISS). Poznalismy kilka kolezanek naszej wspollokatorki z bloku pogadalismy jeszcze z 15 minut i poszlismy do domu. W miedzyczasie zgrywalismy kozakow opowiadajac sobie rozne rzeczy niestety zadne "Hot Chicks" nie podeszly wyrwac takich zajebystych towarów jak my, ale to na pewno dlatego ze bylo ciemno ni nie bylo widac nas w pelnej krasie, maja teraz czegos zalowac.. Ponadto z Lechem oficjalnie rozpoczelismy sezon na warcrafta, oczywiscie styral mnie ale jeszcze mnie popamieta. Jutro jestesmy umowieni z profesorem stanczakiem ktory, miejmy nadzieje, zalatwi nam jakies przedmioty...

w takim razie dobranoc i do jutra

niedziela, stycznia 29, 2006

Wycieczka, Oxford i koles ze Szwecji


Dzisiejszy dzien minął bardzo intensywnie. Udało się nam zejść z łóżka około godziny 10. Okazało się, że Piotrki planują dziś wypad na miasto. Były to dobry pomysł gdyby nie fakt, że musimy z Lechem obcinać cholerną suszarkę, a nie chce się nam tak strasznie, że szkoda gadać. Pełni wiary nie poszliśmy na miasto jednak niedługo wytrzymaliśmy w akademiku i po pół godzinie sami wyruszyliśmy w miasto. Zrobiłem parę fotek naszemu miejscu zamieszkania, co byście mogli sobie popatrzeć jak tu u nas jest zajebiście.

Pomyśleliśmy, że zabawimy się w jazdę autobusem i pojedziemy sobie linią dookoła. Tak też uczyniliśmy podziwiając przy okazji cały ten Oxford:) Busem jechaliśmy dobre pół godziny obczailiśmy co nieco po drodze, aż w końcu dojechaliśmy do końca trasy. Tam popatrzeliśmy na Oxford nieco z oddali po czym wróciliśmy do centrum.

Najwyższy czas popodziwiać dzisiaj jakąś architekturę. Udając japońskich turystów wyruszylismy z apartami w miasto. Musieliśmy wygladać troche nietypowo jak na japońskich turystów bez skośnych oczu ale Leszek jest brunetem więc można było zachować pozory. Napstrykaliśmy troche fotek ale niestety sieć dzisiaj chyba wyszła na imprezę bo generalnie działa jak modem....

Byliśmy pod wrażeniem architektury, dosłownie małego kawałka tego miasta, który dzisiaj zobaczyliśmy i szykują sie juz nastepne wycieczki.

Po powrocie spotkaliśmy Karla, naszego ostatniego współlokatora - Szweda. Chłopak jest w sumie spoko, troszkę małomówny ale będą jeszcze z niego ludzie. Pogadaliśmy troche przy obiedzie (który byl dzisiaj wyjatkowo wykwitny i przygotowany ze smakiem, widać że staramy się zdrowo odżywiać frytki), dowiedzieliśmy sie że studiuje zarządzanie i że jest tutaj dość łatwo:) Ta ostatnia informacja bardzo mnie ucieszyła czym prędzej będę mógł realizować więc zajęcia dodatkowe czyli Warcraft III, beer drinking i partying (planuje zdobyc z nich A).

Karl opowiedział nam też o bardzo ciekawej grze. Jest po prostu idealna, należy ją wdrażać we wszystkie miejsca w które sie da.
Gra się w ile osób się da. Zwykłą talią. Polska nazwa tej gry to na razie beta wersja Piwny Król.
Składniki Talia Kart, Krata Piwa (na 3-6 osób)
Siedzimy w kółku i ciągniemy pokolei karty
Każda coś oznacza
A - Wodospad nie wiem w sumie o co chodzi ale chodzi o to ze pije sie duzo piwa
K - Nigdy w zyciu nie.... mowi sie cos, Kazdy dla kogo jest to prawda nie pije piwa, dla kazdego co jest to klamstwem pije (na przyklad nigdy nie byłem na studiach) kazdy kto byl na studiach pije, kto nie był nie pije
D - wszystkie panie obecne piją
J - wszyscy panowie obecni pija
10 - Coś z piciem piwa
itd jutro postaram sie napisac wsyzstkie zadania bo sa naprawde niezle

Aha bym zapomnial zgadnijcie jakie słowo Karl zna po Polsku??? Nagrodą jest talon na Balon fundowany przez Unie Europejską.
pozdro dla wszystkich ide sie integrowac

p.s. Marek pierwszy i ostatni raz piszę z polskimi literami bo wciskanie alt na tej klawiaturze to zajęcie dla mnicha z Shaolin albo kogoś kto 15 lat składa origami ja nie jestem tego w stanie robić bez poważnych obrażeń moich nadgarstków

Ciekawe czy umiem wstawic obrazek

Jako student 4 roku informatyki nie powinienem trudnosci ze wstawianiem obrazkow do HTML ale ja tak nie lubie edytowac stron ze az milo. Przedtawiam wiec moje ciasne ale wlasnie 7 metrow kwadratowych. Aha i jeszcze fotki z samolotu.

sobota, stycznia 28, 2006

Lechu przyszedl akurat kiedy przyjechala druga French Chick: ma na imie Lucille, przy okazji zostalo ustalone ze druga Francuzka nazywa sie Katell. Pogadalismy chwile a potem weszlismy do pokoju z Lechem pogada o tym co sie dzisiaj zdarzylo i Leszek opowiedziale mi taka oto historie:

"Siedzialem sobie w pokoju jakies pol godziny po obiedzie i stwierdzilem ze chce przegrac foty z aparatu. Ale nie moglem znalezc aparatu, no i sobie przypomnialem "aha aparat jest w plecaku". No i zaczalem szukac plecaka niestety nie moglem go znalezc. No i se przypomnialem w koncu ze zostawilem go w kuchni. No to poszedlem do kuchni, a tam tak ladnie pachnialo nasza lazania. No i taka wlasnie historie chcialem Ci opowiedziec. "

Prawda ze piekna i wzruszaja historia. Zdecydowanie jest warta zamieszczenia go na blogu. Stwierdzilem ze taka historia nie moze przepasc w niepamiec. Teraz beda ja mogli czytac wszyscy....

O 4 takich co znalezli tesco

Dzien zaczal sie zupelnie zwyczajnie. Wstalem zrobilem sobie sniadanto. Wlaczylem kompa zeby sprawidzic poczte. Poszedlem sprawdzic co u Lecha po czym sprawdzilem ze juz 11:30 wiec najwyzszy czas zeby pojsc do Tesco. Wiedzielismy juz ze mamy wziac autobus numer U5 zeby dojechac gdzie trzeba. Poszlismy na przystanek, ale w koncu stwiedzilismy ze to na pewno nie jest zbyt daleko wiec bedziemy szli poniewaz przystanki sa dosc czesto to wysiadziemy na odpowiednim. Akurat bylismy blisko przystanku gdy spostrzeglismy ze jedzie upragniony przez nas wehikul. Zaczelismy wiec biec w kierunku przystanku. Tempo bylo nieziemskie, majac jednak doswiadczenie w bieganiu na pociag nie zrazilem sie tym i dziarsko bieglem do przodu. Jakiez bylo moje zdziwienie gdy biegnacy po drugiej stronie ulicy Stapu krzyczy mi ze nie z tej strony biegne - mysle sobie Kurde o co chodzi?? dopiero jakis moment dotarlo do mnie ze przeciez jestesmy w Anglii - tutaj wszystko jest na lewo.. Szybka zmiana strony jezdni, autobus juz jest z przodu ale nie tracimy nadziei.... zatrzymuje sie, juz jestemy po czym drzwi sie zamykaja a autobus odjechal w sina dal ze Stappem ktoremu udalo sie wsiasc. Naprawde ciezko zaklalem na kierowce tego autobusu (dosklownie 2 metry nam brakowalo) - okazalo sie pozniej ze byl to jakis Arab... I jak tu ich lubic. Stappu wysiadl na nastepnym przystanku i posanowilismy ze kontynuuowac droge bedziemy na piechote.... I tak kontunuuwalismy lacznie 2 godziny.. Tesco naprawde jest pod Oxfordem... Bylismy juz troszeczke zmeczeni ale czulismy sie jak narod wybrany stojacy przez Ziemia obiecana.

Weszlismy.... A potem zobaczylismy ceny... Generalnie nie mozna powiedziec zeby tanio... Powiedzmy ze jogurt najtanszy (firmy TEsco) kosztje jakies 4 zl... No coz sami chcielismy to mamy teraz... Polazilismy po tesco w poszukiwaniu przeroznych produktow (zakupilem warzywa w celu obiadu tudziez jakies soki i inne takie) po czym wyszlismy o parenascie funciakow ubozsi. Wrocic udalo sie nam juz autobusem.

Pare slow jeszcze moze o angielskiej aurze... Otoz dzis byl piekny sloneczny dzien... temeratura tez na pewno byla dodatnia ale wcale nie bylo mi cieplo (a naprawde bylem cieplo ubrany) wszystko chyba przez to ze jest tutaj taki przejmujacy wiatr a takze jest dosyc wilgotne powietrze... Nie wiem juz chyba wole polskie -10...

To tyle na razie z wieczora jak wezme foty o Stefana i Stappa to moze cos wgram na serwer i jeszcze cos skrobne

cheers
Luke znany tez jako Łukasz albo Pan Dziekan

Co sie dzialo wczoraj.

Pobudka o 3 nad ranem. Jakies szybkie sniadanko i do samochodu. Troszke chyba do mnie nie docieralo ze to juz dzis znajde sie tysiac i troszke kilometrow od domu. Przyjechalem na okecie okolo 5. Wchodze a tam juz tlum ludzi czeka na samolot. Jednak te tanie linie sa bardzo popularne. Przywitalem sie Piotrkiem Stappem i drugim Piotrkiem (Stefanem) Stefaniakiem i czekamy na odprawe. PRzy wazeniu bagazu okazalo sie ze rodzice trosze za duzo rzeczy mi dali bo wazyl tylko 27 kilo (zamiast przepisowych 20) ja jednak uroczo usmiechnalem sie do pani ktora wydawala mi bilet i ta kazala mi zaplacic tylko za 3 kilogramy nadbagazu. Pozegnalem sie z rodzicam i huzia do samolotu. Potem musialem zdjac nawet pasek od spodni zeby przejsc przez wykrywacz metalu ale w koncu udalo sie przejsc. W poczekalni (tak to chyba mozna nazwac) zaczelismy rozmawiac o wyjezdzie i jakos tak mnie sieprzypomnialo ze zupelnie przypadkiem nie wzialem wódeczki która już byla naszykowana. Czem prędzej poszelem do sklepu zakupic odpowiedni towar.

Gdy wszedlem do samolotu (dodam moze ze lecialem pierwszy raz - mama tak byla przejeta ze chciala mi dac aviomarin zeby mi przypadkiem niedobrze nie bylo) okazalo sie ze jednak nie odlecimy o czasie bo nastapila awaria kompa na odprawie i musieli recznie odprawiac milion osob. Opoznienie trwalo 40 minut. Potem nastapil start...

Otoz ta kupa zelastwa ma naprawde niezle przyspieszenie i startowi towarzyszy dosc ciekawe uczucie. Sam lot to po prostu nic mozna troszke popatrzec przez okno (jesli akurat siedzi sie przy oknie) i czekac na ladowanie. W miedzyczasie zabawna scenka byl pokaz pan stewardess o bezpieczenstwie (duzo machaly rekami). Przy ladowaniu wystepuje dosc ciekawy zwyczaj bicia brawo pilotowi za udane ladowanie. Uwazam ze to bardzo mile.

Na lotnisku w Luton (ktore jest 3 razy bardziej rozbudowane niz okecie a to przeciez tylko podrzedne londynskie lotnisko) musileimy poczekac 2 godziny na interesujacy nas autobus. Bilet powrotny na 80 km kosztuje jedyne 15 funciakow wiec taniocha.

Gdy dojechalismy do oxford musielimsy przejsc jeszcze pare kilometrow do akademika (morell hall sie nazywa) zeby sie zameldowac. Tutaj specjalne podziekowania naleza sie pewnej Niemce (Catrinie) ktora poprowdzila nas duzo lepiej niz pan z ochrony ktorego instrukcji chyba nie do konca zrozumielismy.

Nastapily 3 godziny biurokracji, ktora wcale nie okazala sie uciazliwa. Anglicy okazali sie dla nas bardzo pomocni i wyrozumiali. Szybko zuzylem 4 zdjecia do roznych dokumentow ale w jeden dzien zostaly zalatwione prawie wszystkie sprawy urzedowe. JEdynym problemem jest fakt ze nie mamy wybranych zadnych przedmiotow (ale czy mozna sie bylo spodziewac ze Broskowski zalatwi te przedmioty....) i chcielismy sie skontaktowac z naszym opiekunem prof. Stanczakiem ale akurat byc moze wyskoczyl na piwko albo co bo nie bylo go choc mial byc. Wiadomo kazdemu moze sie zdarzyc.

Moj pokoj jest niewielki ale w sumie zupelnie wystarczajacy. Udalo mi sie bezproblemowo rozpakowac. Poznalem tez jedna z naszych wspollokatorek, zostala ochrzczona przez nas French Chick gdyz imienia jej na razie nie umiem powtorzyc (zdaje sie ze cos na G ale po 3krotnym powtorzeniu przez nia nie mialem odwagi spytac po raz 4).

Dodam moze ze pojecie akademika jest tutaj nieco inne niz w kraju. Otoz mieszkam w 5 pokojowym segmecie domku. KAzdy ma swoj pokoj (Leszek placac 1,5 funta tygodniowo wiecej ma apartament 2 razy wiekszy niz ja), jest wspolna kuchnia i 2 prysznice.

Wybralismy sie wczoraj do TESCO ale niestety nie udalo sie nam go znalezc. Czekajac na autobus kilkadziesiat minut, gdy do niego wsiadlismy okazalo sie ze jedziemy w niewlasciwym kierunku. Ogolnie na ulicy czesto musimy sie pytac przechodzniow o rozne rzeczy ale dopoki nie zrozumiemy tego miasta mysle ze jest to zrozumiale.

Wczoraj zdaje sie byla jakas impreza w zwiazku studentow ale nie poszlismy gdyz bylismy zbyt zmeczeni zeby jeszcze imprezowac.

Poslalem lozko i poszedlem spac. Misja na jutro znalezc TEsco