PW student goes to UK

wtorek, lutego 28, 2006

Poezja czy rzemiosło

Dzisiejszy dzień jest nieco męczący muszę przyznać. Niewiele wcześniej wróciłem ze szkoły a zaraz muszę pójść na jakieś teakwon-do żeby troszkie potrenować. Bynajmniej nie czuję się lepiej jeśli chodzi o zdrowie ale nie można dać się jakiejś chorobie raczej. Dzisiaj z rana obudził mnie dzwonek... ale nie mojej komórki jak to powinien był zrobić ale dzwonek do drzwi. Otworzyłem oczy nieco w panice spojrzalem na zegarek patrzę 8:15 i zaczynam myśleć "CZy przypadkiem nie zasadził ktoś wiadomo czego wiadomo gdzie" doslownie w minutę potem zjawia się w pokoju Leszek i mówi Hi. Piotry poszły na wcześniejszy autobus ja zaś miałem około 20 minut na czynności poranne na które z reguły mam około 40-60 minut. Oczywiście dałem radę, niemniej jednak ze śniadania nie byłem w pełni zadowolony a i nie wziąłem nic do jedzenia do szkoły a dzisiaj siedzimy do 4-5 więc mogło się to niekorzystnie odbić.

Wykład od razu zaczeliśmy mocno od CZłowieka kaczora. Przygotowany byłem już psychicznie że zobaczę dzisiaj jakieś 20000 slajdów i jakoś miałem zamiar to strawić. Oczywiście poznaliśmy kolejny standard w3c tym razem o ciekawej nazwie SMIL. Podobno czasem się go używa i jeśli ktoś kiedyś musial pociągnąć coś co się nazywa Real Player żeby coś tam obiejrzeć to istnieje duża szansa że na tej stronie właśnie był smil. RAczej prawdopodobnie nie używa się go jednak za często bo jakoś realplayer nie jest zbyt często potrzebny ale kto wie. Dzisiaj na wykładach poznałem Piotrka Stappa z zupełnie innej strony. Otóż nie uważal na wykładach (co zwykł czynić) tylko robił XSLT. Przyznaje się do tego, że jest pracoholikiem ale żeby aż tak. Cały dzisiejszy jego dzień obracał się wokół tego projektu. Widać nie daje on mu spać po nocach bo strasznie jest nakręcony. Teraz zapewne nie pisze posta jak przystało na porządnego obywatela tylko wkleja jakieś tagi więc pewnie nie zobaczymy go wcześniej niżz a pare dni. Po wykładzie nastąpiła 1,5 godzinna przerwa jak to zwykle we wtorki a potem mieliśmy mieć kolejny wykładzik. Ja na przerwie nie robiłem za dużo, LEszek i Stefan również jakos nie pałali chęcią do pracy ale Stappu gdzieś zniknął. Oczywiście jak się później okazało XSLTował.

Wykład z bezpieczeństwa był równie ciekawy co tydzień temu. Można się było nieco dowiedzieć o co chodzi w SSL i innych ciekawych pakietach. Wykłąd prowadził sympatyczny Pan od Security. Niestety byl to ostatni prawdopodobnie jego wykład i pewnie teraz przejmie nas Dave. Oczywiście mieliśmy dzisiaj także laborkę z tego przedmiootu. Przypomniały mi się stare dobre LAboratoria z sieci komputerowych, z tą jednak różnicą, że tym razem były w windowsie i używaliśmy jakoegoś bardziej ludzkiego editora niż VI (wszyscy którzy nie są Grześkiem zapewne przyjmą to do wiadomości Grzesiek jednak nie omieszka tego nei skomentować:)). Potworne hackowanie zakonczylo sie tym ze poznalem numer karty kredytowej Leszka (niestety fałszywy cholera) bo nie uzywal połączenia bezpiecznego a potem nie poznalem numeru karty kretydowej jakiegos kolegi z Iranu bo on juz używał i nie mozna było podejrzeć. Gdy stwierdziliśmy, że staliśmy się już wielce niesamowitymi następcami KEvina Mitnicka należało sobie wrócić do domu.

A w autobusie było nawet ciekawiej. Mając z Lechem po laborce bardzo filoficzny nastrój urządziliśmy sobie małą dysputę na jakże ważny i dostojny temat o poezji i rzemiośle. Wiele argumentów przewinęło się w naszej rozmowie, były naprawdę ciekawe wywody, doszliśmy jednak że obydwaj popieramy poezję nad rzemiosłem. Jak wiadomo jednak ważny jest zarówno talent i polot jak i rzemieślnicza precyzja. Taki oto temat nastoił nas bardzo wesoło na resztę dnia.

W 2 godzinnej przerwie między szkołą a treningiem, zjedliśmy cosik a na stole zauważyliśmy niepokojącą notatkę, że jeżeli nie wyniesiemy śmieci grozi nam kara 50 funtów. Niczym nie zrażeni poszliśmy na trening z mocnym postawnowieniem, że jeżeli Karl nie wyniesie to my to zrobimy. Na nasze szczęście Karl dał radę bo już zaczynalem się wahać czy nie dać mu jeszcze nieco więcej czasu. Opis tego co było na treningu czytelnik znajdzie w tym oto blogu Leszka.

p.s. z niepowierdzonych jeszcze oficjalnie przez agencje prasowe informacji donoszę jako pierwszy, że Stappu nie robił XSLT jak byliśmy na treningu. Niestety nasze źródła milczą o Stefanie. Oby nie stało się najgorsze:)))

pozdrawiam

poniedziałek, lutego 27, 2006

Obiad Nearly by Leszek

Dzisiaj obudziłem się w miarę wcześnie jako, że przecież dzisiaj jest dzień pracujący i trzeba iść do szkoły. Niestety choroba, która trawi mnie od jakiś 2 dni nie chce za bardzo ustąpić i wstawanie poranne nie należało do rzeczy które będę miło wspominał. Niestety dzisiaj czuje się naprawdę nie za bardzo i chyba będę musiał zintesyfikować kurację leczącą bo jak na razie daje ona średnie ekekty. Tym niemniej jednak udało mi się pojechać do szkoły na dzisiejszy wykład typu kupa.

Na dzisiejszym wykładzie o interfejsach Bardzo Miła Pani mówiła o interfejsach sterowanych mową. Nie żeby były w tym jakieś szczegóły tylko pogadanka o tym, że MIT (taka uczelnia z Bostonu podobno niezłych inżynierów tam kształcą) zrobiła w ogóle najlepszy system rozpoznawania i analizy mowy. W międzyczasie na zajęciach czułem się jak na kursie angielskiego na Firsta poniewaz pani puściła nam ze 3 rozmowy telefoniczne i mieliśmy słuchać co na nich jest . Przez chwilę zastanawiałem się o co chodzi bo to przecież chyba jednak sa interfejsy bo przeciez wykładowca się zgada ale cholera wie może chce dorobić i zrobiła wykład o listening and speaking, ale przecież to niemożliwe zebyśmy we 3 pomylili sale...

Okazało się, że to jednak wykład tenna który mieliśmy iść tylko na nim Pani mówiła sobie w formie beletrystycznej. Algrorytmy jakieś albo coś to raczej neipotrzebne, moglaby chociaż jakieś API do tego wspomnieć ale też jakby zapomniała. Po prostu dobrze jest wiedzieć, że coś takiego jest. No bo na przykład ktoś jak był mały mógł nie oglądać jakiś filmów i nei widzieć, że coś takiego już istnieje albo coś...

Ale potem nieco się wyjaśniło dlaczego tak jest. Otóż w przerwie pogadalem przez chwilę z jedną dziewczyną co to chodzi na nasz wykład. Otóż okazało się, że ona wcześniej studuowała jakiś biznes i teraz stwierdziła, że dobrze by na przykład było zrobić studia z e-commerce, na których ten przedmiot jest właśnie. Podobno ona nigdy nie programowała i ma problemy z HTML-elem i SQL a do dzisiaj nie zoribła pełnej wersji łódeczki z SVG więc ja jej życzę wsyztkeigo dobrego. Ciekawe tu mają metody nie ma co.

Aha po wykłądzie zostaliśmy chwilkę i pani prowadząca zaczęła z nami rozmawiać. Zapytała się skąd jesteśmy i w ogóle. Coś tam gadamy po czym nagle mówi o nas: Polish Students are very bright. :)) No odo razu czlowiekowi się miło robi, że myslą o nas nie tylko jako o polskich złodziejach samochodów albo o polskich hydraulikach.

Aha i jeszcze Pani bardzo podkreślała, żeby się tego wyszskiego dobrzenauczyć \i zrozumiec (wszystkiego jest chyba z 60 slajdów) bo to będą narpawdę cięzkie pytania. No ja nie wiem czy my z chłopaakmi podołamy.... 60 slajdow to może być problem zrobić w godzinkę, może trzeba będzie ze 2 się pouczyć...

Po wykładzie czułej się jescze gorzej niż rano i naprawde nie chciało mi się nic już robić. Mam cholerny katar i głowa mnie boli i troszkie mi to przeszkadza w normalnych funkcjonowaniu. Tak więc stwierdziłem, że jedzenie dzisiaj robi Lechu. Wiedząc, że na takie postawienie sprawy z mojej strony nie mam co liczyć na posiłek musiałem go jakoś do tego przekonać bo obraz przerażenia który rysował się na jego twarzy w momencie gdy jego sieć neuronowa zinterpretowała ja + gotować był niezbyt zachęcający.

Udaliśmy się jednak do kuchni. Ponagałem mu nieco żeby się chłopak nie zgubił w tym natłoku wielkiej ilości narzędzi których trzeba było użyć żeby przygotować kurczaka z sosem słodko kwaśnym z ryżem i jabłkiem. Udało się pokroić kurczaka. Gdy zajmował się podsmażaniem mięska na patelni obrałem jabłuszko i stwierdziłem, że ryż w sumie ma już dosyć. Leszek wyjął go z garnka po czym przygotowaliśmy sos i zanurzylismy w nim kurczka po czym wstawiliśmy go do piekarnika. Po jakiś 20 minutach mieliśmy gotowy smaczniutki obiadek i wszyscy mieliśmy wszystkie kończyny i nikt z nas nie doznał szczególnie niebezpiecznego ubytku płynów ustrojowych. I bardzo dobry był:)

Potem już nic nie robiłem i stwierdziłem, że napiszę posta. Czuje sie kiepawo i jutro nei wiem czy dam rade pojechać do szkoły chcoć mam nadzieję ze w końcu ten cholerny gripex zacznie działać.

pozdro

niedziela, lutego 26, 2006

Taki zwykły Post

Wczoraj oczywiście nic nie napisalem bo mi sie nie chcialo. Ale wczoraj nawet pare rzeczy sie wydarzylo. Przede wszystkim zrobilismy wczoraj wiecej z XSLT niz 605 studentow w zeszlym roku czyli osiagnelismy nasza fore posrednia. Ponadto zarabiscie sie nawet nam wczoraj pracowalo, ale chyba wiecej nie bedziemy chodzic do Stefna pracowac bo Stefan jest bardoz wrazliwym czlowiekiem i kiedy przekliamy jak po raz kolejny XSLT nie dziala jak trzeba to kiedy ludzie z bloku Stefana sa w poblizu to strasznie nas ucisza, tak jakby rozumieli o co chodzi:) W sumie oni tez nie raz miechem rzucaja po prostu jak ze soba rozmawiaja i jakos nie przeszkadza im fakt ze jestesmy obok (no bo i co niby mialoby przeszkadzac). No ale tym niemniej sfinalizowalismy prace wczoraj i nawet udalo sie nam odkryc kilka ciekawych mykow w visualu:)

Ponadto wczoraj zagralismy pierwszy raz w King of Beers ale jakos tak slabo bylo. Mysle ze jak przywioze tę grę na grunty polskie to nie moze być tak słabo i będzie ciekawiej. Potem jakies 2 bloki dalej odbywała się jakaś impreza, a ponieważ wszyscy się tak jakoś wybierali to z Lechem swierdziliśmy, że warto się wybrać. Ponieważ klimat miał być w stylu lat 60 zostałem przyozdobiony w kwiat we włosach oraz namalowali mi Peace and love na policzku i tym dziarskim krokiem ruszylismy na impreze akademikową ala Mikołaj party. Na miejscu okazało się, że w ogóle jest milion osób z czego 80% stanowią Francuzi albo Hiszpanie i jakoś ciężko się było zintegrować bo oni gadali po swojemu. Lechu zrezygnowal po pół godziny dzielnej walki ja zaś powalczyłem jeszcze moment i znalazłem pierwszego poza nami Polaka który studiuje na Brookes. Człowiek jest z Gliwic ma na imię Michał i to w sumie tyle co o nim wiem bo pogadał ze mną moemnt zaraz po czym poszedl zarywac jakieś 2 Hiszpanki więc stwierdziłem, że może nie będe mu dalej przeszkadzał gdyż chyba miał jakieś nadzieje. Potem pogadałem jeszcze z gospodynią imprezy (przemiła Francuzka o imieniu Matilde) po czym stwierdziłem, że to jednak nie mój klimat dzisiaj, mam troszke kataru i zaczyna mnie nieco boleć gardlo więc kulturalnie wyszedlem po angielsku jak zwyczaje nakazują.

Dzisiaj choróbsko, które mnie trawi nie dało za wygraną pomimo, że walczę z nim intesywanie przy pomocy armii prochów w postaci rutinoscorbinu i innych gripexów. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś wygrać z chorobą, bo jak ja się rozłożę to nie będzie żartów tylko 39+ stopni i parę dni umierania w łóżku co musze powiedzieć średnio mnie rajcuje.

Właśnie zadzwonil Stappu, że niby się powinienem do nich wybrać bo zaczęli coś robić. W sumie pewnie ma rację, ale mi się tak potwornie nie chce robić teraz.... No dobra ale pójde, żeby potem nie było... A może w końcu Stefan zrobi tą pizzę co to ją od 2 dni obiecuje.... wczoraj niby go wątroba bolała. Wątroba wątrobą ja się nastawiłem, że sam nic niebędę musał pichcić a tutaj dupa, że tak powiem. Ciekawe co dzisiaj śledziona?? Woreczek?? (no dobra Stefan nie bierz tego do siebie ja się tak po prostu zbijam .... dobrą pizzę robisz:)

pozdro

piątek, lutego 24, 2006

To jest głupie

Temat tego postu może być nieco dezorientujący przyznaję, ale postaram się wyjaśnic o co chodzi. Przede wszystkim nieco o środzie:

W środe po raz pierwszy poszliśmy na imprezkę zwaną FUBAR, która odbywa się w students' union jakieś 5 minut drogi od nas. Tutaj wszystko jest takie ciekawe bo każda imprezka ma jakiś motyw przewodni, ta na której byliśmy miała iście niezły: Beach (nie mylić z Bitch, ja jak pierwszy raz to uslyszalem to bylem pewien ze o to chodzi;/) Party. Wielkie zdziwienie mnie czekalo gdy dotarłem na miejsce. A wiernymi towarzyszami moimi byli Lechu (zwany przez Angoli Lecz), Piotrek Stapp (zwany Peter from Poland) oraz Manu (znany szerzej jako Manu) Karl (a może Carl kto go tam wie, znany niektórym jako człowiek podpisujący jedzenie). Dodam może, że na dworzu jest jakieś + 2 stopnie na szczęście nie wieje, patrzę a tam stoją dziewczyny w strojach kąpielowych z kurtką jeno. Myślę o co chodzi? Manu mnie oświecił (jednak te pół roku w oxfordzie swoje robi). Jako, że ja sam przyszedłem na imprezę bez kurtki (bo nie trzeba się z nią obtykać i płacić za szatnie) i bardzo się obawiałem czy po drodze nie zamarznę, spojrzałem rpzez chwilę na te "hot chicks" i od razu człowiek zapomniałe, że na około jest zimno. Przed imprezką obaliliśmy naszą przedostatnią butelczynę. Szło raczej szybko bo wypiliśmy mniej niż "nic" (dla tych co nie są z PW polecam dowiedzenie się co znaczy "nic"). Przy kielonach dzielnie rozprawialiśmy na wszelakie tematy, którym przystoi rozmawiać przystojnym dżentelmanom: a więc polityka i kobiety:) Aha i popadliśmy w kompleksy na punkcie internetu który zarówno w Szwecji jak i we Francji jest milion razy szybszy i tańszy... Po prostu ręce idzie załamać, że ciągle jesteśmy 100 lat za murzynami. Sama impreza jak to impreza, popełniłem jednak jeden strategiczny błąd, mianowicie zacząłem na niej pić piwko co po wcześniejszej konsumpcji pewnego innego napoju na dłuższą metę nie okazało się zbyt dobre. Leszek twardo zaś nie pił piwa i rano potem był zdrowy... Na imprezie pełen lans i bałns z naszej strony. Karl poszedł wyrywać jakieś towary, my uczyliśmy Manu przeklinać po polsku. Trzeba powiedzieć, że ma chłopak dar językowy. Każdy z nas nauczył go jakiejś części pewnej wiąchy (z uwagi na to, że blog ten mogą czytać niewiasty, które nie są jeszcze skalane tak niskimi słowami nie będę ich tutaj przytaczał) i po jakiś 20 minutach Manu mógł praktycznie bezbłędnie powiedziec to czego go nauczyliśmy.

Na samej imprezie od około północy zaczęło się robić niestety tłoczno i bywały momenty, że się gubiliśmy jednak ogólnie rzecz ujmując zawsze udało się nam jakoś znaleźć. Piotrek jednak koło pierwszje prawdopodobnie stwierdził, że już mu się nie chce i polazł do domu. Nie zrażeni tym zachowaniem dalej imprezowaliśmy. Mjuzik był znośny a impreza jak zwykle kończyła się o 2. Gdy wyszliśmy z klubu przyszedł czas pewnych podsunowań: Manu stwierdził, że ogólnie to byo dobrze, tylko jakaś fińska laska mu uciekła i począł Karla (dla ustalenia uwagi niech będzie przez K) nagabywać czy może zrobił coś złego, coś nie w "nordic style". Karl zdaje się nie był w stanie udzielić dobrej odpowiedzi na to pytanie gdyż po wypiciu około 9 piw jego konstrukje gramatyczne nie były w pełni poprawne. Manu na pożegnanie stwierdził, że to nie może się powtórzyć podziękował, ja również i rozeszliśmy się do domów.

Potem było wczoraj:) Obudziłem się z lekko zachwianą równowagą chemiczną centralnego układu nerwowego. Potem robiłem jakieś mało interesujące rzeczy. Potem zaś poszliśmy do prawie wyleczonego Stefana na robienie XSLT. Dodam może, że mamy robić coś do czego ten XSLT tak właściwie zupełnie nie służy, ale o tej 14:30 cały czas mieliśmy dobry pomysł i byliśmy dobrej myśli. O tamtej pory wszystko było już niestety po górę. Mając do dyspozycji jakieś 550+ IQ podchodziliśmy do pisania pewnej procedury rekyurencyjnej jakieś 3 razy i każdy był porażką:) Bukmacherzy przyjmowali zakłady co zwróci procedura gdy już uda się nam uruchomić. Niestety pełni arogancji nikt nie postawił na wynik, że rekurencja zwyczajnie się nie zatrzyma.... Stappu około godziny 19 kiedy nasze mózgi już naprawdę miały dosyć, stwierdził pełnym rozpaczy i bezradności głosem, jednocześnie z miną zbitego psa: Ale to jest głupie!. To był niestety wyzwalacz totalnej glupawki w jaką wpadłem z Lechem. Po prostu moja głowa uznała, że te okoliczności były tak absurdalne, że aż śmieszne. Prwada jest jednak taka, że to faktycznie jest głupie.... XSLTowaliśmy jednye 5 i pół godziny po czym rozeszliśmy się do domów. Życzyliśmy Piotrkowi miłego dzisiaj.

A plany na dzisiaj: Road to TEsco, You too can do the roundhouse kick like Chuck czyli teakwon-do.

pozdro

środa, lutego 22, 2006

Krótka rozmowa między Stappem, Arvanitim i Dziekanem

Dzisiaj niczym w dramacie Mikołaja Reja odbyła się Krótka rozmowa między powyższymi trzema osobami. Zaczęło się po tym jak skończył się wykład. Dyskusja zaczęła się zupełnie niewinnie, od tego czegonas tu uczą. W to co miała się przerodzić przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Po tym jak rozmawialiśmy o tym co się uczymy, zupełnie przypadkiem przeszliśmy do tego co ns w Polsce uczą. Rozmowa przeniosła się na odwieczną walkę humanistów i ścisłowców. Rozprawialiśmy dzielnie, podniosłem argument, że mamy za dużo tzw. Polskiego przeciętny zaś humanista nie musi się uczyć jakiś tam skomplikowanych robaczkow z matmy (oczywiście jeśli chce to może). Piotrek zgodził się jednak nie poparł w pełni stwierdzenia i wyszedł z kontratakiem, żę tak naprawdę polski zawsze Ci będzie potrzebny, a w ogóle to na polski nie narzeka bo w liecum miał zajebiście, odparowałem tą odpowiedź faktem, że czemu nie ma chociaż możliwości, że ktoś ma tych przedmiotów humanistycznych chociaz troche mniej. Piotre zaatakował z zupełnie innej strony gdyż nagle przerzucił się na polityków, bo stwierdzil: "Dobrze Łukasz to zostań politykiem... wiesz ilu jest polityków ze matematycznym.ścisły wykształceniem??" Liczył zapewne na moją ignorancję wym temacie, ale ja wiedziałem, że PW ma wielu polityków których wykształciła... Na to Piotrek nieco stracił rezon jednak szybko znalazl kolejny argument... Zapytał ilu głównych polityków było z wykształcenia nie humanistami... Tutaj musiał chwilowo ustąpić pola gdyż faktycznie znałem głownie humanistów... Potem w autobusie dalej rozprawaialiśmy o tym jak to jest kiepsko jednak być dobrym z matmy bo i tak cięzko rozwijać twoje zainteresowania. Jak wyszlismy z autobusu jakoś tak zeszło nieco na nasze studia, w międzyczasie nieco pogadaliśmy o tzw. złych humanistach, czyli takich co to uważają się za lepszych o takiego przecietnego inżyniera bo rozprawiają o wyższych sprawach, których przeciętny przyziemny inżynier pojąc nie zdoła. Oczywiście nie wszyscy humaniści tacy są, jednak caly czas można spotkać takcih bufonów i wcale nie należą do rzadkości...

Potem jakoś tak zeszło na rozmowę o studiach właśnie. Piotrek się tłumaczył, że to niby na ocenach mu nie zależy. Nie wnikając w temat nie przekonał mnie za bardzo ale ciekawe spojrzenie na świat ma, zresztą użył co najmniej raz sprzecznego argumentu, więc nie jestem pewien co miał na myśli. Potem jakoś tak staliśmy przed naszymi blokai i bite 40 minut gadaliśmy o naszym wydziale. Atakowaliśmy się nawzajem, mam nadzieję, że Piotrek nie poczuł się urażony moimi argumentami gdyż ja po prostu niestety tak głośno rozmawiam gdy dyskutuję. Ja przytaczałem argumenty dlaczego naszy wydział słaby jest czasem, jakie ma wady, ten jednak bronił go niczym Kmicic Częstochowy. Przytaczał ciekawe argumenty, mówił że nasz wydział nie ma wysokich rangą pracowników naukowych itp Pogadaliśmy nieco w kwestii poziomu na niektorych przedmiotach na przykład (pionkom się dostało na przykład). Odnosze wrażenie, że Piotrek lubi przyjmować stanowiska przeciwne do rozmówcy gdyż praktycznie w niczym się ze mną nie zgadał i cały czas szukał kontrargumentów, ale rozmowa była bardzo ciekawa, liczę Piotrek że Tobie też się dobrze gadało... Po tak krzepiącej rozmowie zauważyłem, że na dworzu w smie zimno jest i poszedłem na obiad...

reszta potem....

p.s. Co poniektórzy zauważyli prawdopodobnie, że rozmowa była między 3 osobami, Leszek wtrącił kilka kluczowych zdań, jednak przy decydującej batalii o MiNi oddalił się na z góry upatrzone pozycje i nie brał w niej udziału

wtorek, lutego 21, 2006

nie wiem co mam napisać

Ponieważ Faktycznie nie wiem co mam dzisiaj napisać, więc poniższy post pewnie będzie nudny jak flaki z olejem, zachęcam Cię więc drogi czytelniku jeśli na przykład jesteś zmęczony, albo nie masz dużej wytrzymałości na jakieś głupowty, albo zwyczajnie Ci się nie chce to zaptrzestań czytania już teraz, na końcu nie ma żadnego Sikreta, ani nagrody:) Jeśli jestes naprawdę maniakiem mojego bloga to pewnie i tak co 10 sekund odświeżasz tę stronę w poszukiwaniu choćby maleńkiego edita (których nigdy nie robią) albo nowego posta więc moje przekonania Cię, że dzisiejszy post jest słaby raczej i tak nic nie dadzą, więc nie będę się nawet na to silil ;) To tyle tytułem przydługiego nieco wstępu.

Dzisiejszy dzień byl raczej mało interesujący. Zaczynam obawiać się czy przypadkiem nie popadam w rutynę. Dzisiaj dla odmiany, żeby nie było ze nic nie robię po tym jak skończyłem trimowanie właśnie czytam Marciniaka ale potowrnie nie chce mi się tego robić. Wcześniej czas spędzalem w tak potwornie niesamowitym miejscu jak szkoła, w której to słuchałem niesamowitych rzeczy. No dobra jeden wykład była interesujacey jeden zaś był przeciętny. na tym przeciętnym slajdy lecą z prędkością, ktora niemal przekracza zdolność oka do rozróżniania pojedyńczych obrazów. Nie za dużo zostaje mi przez to w glowie ale co ciekwsze fragmenty wyłapuje z pomiędzy powodzi spamu informacyjnego, który jest w nich zawarty. Bob zresztą bardzo często się do nas uśmiech szukając na twarzach zrozumienia dla swoich slajdów wydaje się jednak (wysnuwam swoją śmiałą hipotezę biorąc pod uwagę liczbę studentów, którzy nie dali rady i musieli zamknąć oczy na wykładzie podpierając głowę rękami), że jednak nie znajduje na nich zbyt wielu wyrazów uznania. Niestety chyba nic nie jest w stanie poradzić na to więc uśmiecha się dalej (niczym Ronaldinho) i przeskakuje kolejne tysiace slajdów (myśle, że u nas na całym roku jest tyle slajdów ile tutaj na 2 wykładach).

Drugi wykład spowodował był, iż moja atencja faktycznie zostala skierowana na właściwe tory a nie na złe wszelakie rozmowy z Lechem o grach albo o innych pierdołach tudzież interesowanie się co robią pozostali studenci z grupy. Wykład traktował o bezpieczeństwie i kryptografi a więc a rzeczach, których natura jest ciekawa i warta poznania. Jednakowoż prowadzący zaznaczył od razu na początku,, że w głębokie detale nie będzie się wdawał ponieważ nie ma takiej palącej potrzeby. Wielce zawiedzion znalazł żem to stwierdzenie, niesetety musiałem się nim ukontentować. Przede mną stała więc wizja słuchania 2 godzin o wszelakich funkcjach haszujących i innych algorytmach szyfrowania, które spłodziła była reka ludzka w czasach historii (zainteresowanych zachęcam do dalszego studiowania tematu na przykład kwadrat Vigenera albo Chińskie Twierdzenie o resztach uważni czytelnicy zaiste zajmującym znaleźć mogą). Potem zaś czekała mnie część praktyczna zawierająca jakże trudne i skomplikowane zadanie jakim było porównanie szybkości algorytmów szyfrujących wymagających ode mnie iście epickich zdolności obslugiwania komputera, gdyż ponieważ musiałem aż ściągnąć ze strony przedmiotu niewyobrażalne 4 programy (każdy dla innego algorytmu) i wykonać je po czym spiać czasy do odpowiedniej tabelki. Nauczon doświadczeniem lat poprzednich oczekiwał żem, że przynajmniej napisanie sprawozdania z tejże laborki czeka mnie. Nic jednak takiego się nie stało. Właśnie spostrzegłem, że niewyobrażalne farmazony tutaj prezentujem niniejszym przestaje to czynić.


Potem wróciłem do domu...
Zjadłem obiad (Leszek stwierdzil, że odgrzewanie zimnych kotletów na patelni jeśli się ma mikrofale to strata czasu podobnie jak gotowanie brokuła do kotleta bo przeciez sam kotlet wystarcza)....
Pograłem z Lechem na kompie
Napisałem posta....
Ide czytać Marciniaka...

To już koniec nie ma już nic, jesteście wolni możecie iść... (a może coś jest tylko schowane)

Edit: Chyba nikt nie wyczaił wilece tajnego sikreta, którego jednak zamieściłem na tym poście... Zobaczymy czy ktos jednak wyczaic o co chodzi bo jestem rozczarowany...

niedziela, lutego 19, 2006

Słowo na niedzielę

A słowem tym jest #%^$@ czy inaczej kobieta lekkich obyczajów. Ja wiem, że jestem bardzo niedobry ale dzisiaj wreszcie udało mi się szczęśliwie skończyć zadanie polegające na znalezieniu krzywej przecięcia dwóch powierzchni b-spline, poprawnym ich zreparametryzowaniu i wyświetleniu dowolnej ich kombinacji. Jestem bardzo zmęczony bo dzisiaj już miałem poprawiać tylko międzymordzie (wolne tłumaczenie interfejsu) ale oczywiście musiały powstać jakieś artifacts czyli bugi zwane też przez niektórych błędami, których przecież nie można zostawić no bo Pan Wojciechowski jak by zobaczył tylko cień błedu lub nawet podejrzenie bledu to odesłał by projekt ze swoim szczerym uśmiechem i powiedział zapraszam do poprawy. Jako, że i tak projekt oddaje zdaje się chyba 4 tygodnie po terminie to i tak maksymalnie zdobędę za niego jeden punkt na 5 możliwych ale jakos strasznie się tym nie przejmuję... Wreszcie jestem wolny...

Poza tym nie robiłem dzisiaj ntak naprawdę nic i bardzo mnie to martwi. Naprawdę kolejny dzień stracony, ale miejmy nadzieję że to już ostatni. Nie poszedłem tak jak Stappu zwiedzać miasta ani nic takiego nad czym bardzo boleję.

Rozmawiałem też dzisiaj z Mikołajem, który z kolei jest w Danii i zdaje się bardzo mu się tam podoba. Jest moim kolegą z roku i opowiada bardzo ciekawe historie. Wymyślił też niezły biznes. Otóz w Danii piwo kosztuje jednak troszeczke mniej niż w Anglii co więcej nawet mniej niż w Polsce, do tego zwracają jeszcze po Koronie duńskiej za butelkę. I teraz Mikołaj robi imprezy, na które przychodzi mnóstwo osób i wszystkie one piją piwo i zostawiają butelki oczywiście u Mikołaja. Mikołaj wyliczył, że średnio z imprezy ma około 200 butelek co jak łatwo policzyć daje już w miarę konkretną sumę i widać że imprezy są dobre bo nie tylko druga pochodna imprezy jest niezerowa ale mam przypuszczenia że być może nawet 4 lub 5. Mikołaj w wysoce niesprzyjających okolicznościach stracił swojego (właściwie to pożyczonego) laptopa w wyniku zalania piwem więc wykminił, że tak oto po jakiś 25-30 imprezach będzie go stać na nowego więc co i raz jakąś organizuje. Musze przyznać, że ma chłopak łeb i w sumie ciekawą niszę ekonimioczną znalazł.

Poza tym wezmę się chyba dzisiaj za pratchetta, ale jeszcze muszę trochę na kompie pograć, bo przecież coś trzeba robić. Zdaje się, że jutro poniedziałek, a w Oxfordzie to jest tak jakoś dziwnie że imprezy oprócz tego że są codziennie to jeszcze poniedziałek i środa są jakimiś dniami bardziej imprezowymi niż zwykle i warto w te dni chodzić na imprezy. Ciekawe czy jutro na przykład przyjdzie Manu i powie, że idziemy. Aha dzwoniła też do mnie mama z zapytaniem co bym chciał żeby wysłała mi w paczce? Muszę przyznać, że kochana mamusia z niej gdyż wiedziała, że właśnie w tym momencie potrzebuje nieco wódki tak wiec powiedziałem jej o tej palącej potrzebie. Mam również wydała sięnieco zaskoczona tą sytuacją ale jednak stwierdziła, ze mam rację i powiedziała, że tata załatwi odpowiednie artykuly. Pytała sie czy przypadkiem nie potrzebuję jakiś mniej ważnych artykułów typu wędlina i makaron ale powiedziałem, że mają tu tego pod dostatakiem i nawet nie tak drogo a z wódeczką jest jednak prawie 2krotne przebicie (no chyba, że zdecyduje się na markową wódeczkę Tesco). Pogadałem jeszcze chwilę i potem wziąłem sie za pisanie postu...

Aha jedząc dzisiaj obiad Leszek nieopatrznie użył nienaszej soli. Mamy nadzieję, że nei była to sól Carla bo jeszcze policzył wszystkie ziarenka i będziemy mieli przerąbane... Albo wykaligrafuje na każdym kryształku Don't Steal My Salt!!! :)

Leszek nadal nie ma netu i musi u mnie wpadać na gościnne występy ale to wszystko dlatego, że jest tak uparty i uważa, że jeśli odblokuje sobie sam net (a może to zrobić) to przyzna się do winy. Jak znam życie to te ciule adminy jutro też nie odpiszą, albo odpiszą cośtam i tak będzie musiał to zrobić, ale poczekamy zobaczymy.

To chyba tyle

p.s. do El nino: Samym jądrem to chyba nie dam radę za dużo zrobić, chyba że sam napiszę za siebie wszystkie pakiety to w sumie może da radę, ale jak chciałem ściągnąć fedorę to duzo zajmuje podobnie mandrake i inne dystrybucje więc chyba nie da rady:)

p.s2 jutro jakieś foty porobię bo pewnie już wszyscy na mnie klną, że żadnyc nie umieszczam:)

pozdro

sobota, lutego 18, 2006

Wlaściwie to już mialem o tym nie pisać, ale....

No tak dzisiaj sobota. W sumie piękny dzień i taki też miał być. Najpierw kończymy projekt, w międzyczasie robimy coś a potem idziemy na imprezę, ale jak wiadomo prof. Marciniak jest wszechobecny i jeśli tylko może Ci coś popsuć, bylebyś więcej siedział nad cadcamem to na pewno to zrobi....

Dzisiaj o 12 wpadł Manu z niezapowiedzianą wizytą (nie wiem czy już o nim pisałem, ale jest to absolutnie zajebisty koleś, naprawdę człowiek do rany przyłóż, Francuz studiuje Stosunki Międzynarodowe i ma niesamowite poczucie humory wsparte odpowiednią mimiką). Przyniósł jakiś kwestionariusz i powiedział, że nie mamy wyboru tylko musimy to wypełnić... No jak mus to mus. Rzecz była o efekcie Cieplarnianym i mojej postawie wobec niego. W sumie dobrze poszło, umówiliśmy się, że wpadnie po 21 do nas obalimy wódeczkę i pójdziemy radośnie na imprezę.

Potem wszamałem jakiś radosny obiadek i zmusiłem Leszka, żeby w końcu przestał grać i żebyśmy jednak skończyli to cholerne trimowanie bo przecież zostało już tylko wyświetlenie wyniku.... No tak i to był podstawowy błąd z planowanych 3 godzin zrobiło się 6 a po 4 zaczęło nam tak odbijać, że myślałem, że nie skończymy tego dzisiaj. No i koniec końców przez to że Manu przyszedł o 23 a nie o 21 nie poszliśmy na żadną imprezę bo byliśmy juz zbyt styrani...

Na poniższym zdjęciu widać Leszka, ktory wydatnie trimuje. Sytuacja miała miejsce po tym jak Leszek wziął kartkę papieru żeby narysować mi swoją wizję reparametryzacji. Uczynił to mnie więcej tak: "NO tutaj to będzie mniej więcej tak, a tutaj to brrrebrbrrrbrbrbrr..." w tym samym czasie dzielnie odwzorowywał to brbrrrbrbrbrbrrb na kartkę co z pewnością biorąc pod uwagę szczegółowość rysunku musiało być bardzo trudnym zadaniem wymagającym skupienia i uwagi. LEchu twardo próbował zachować pokerową twarz, nie wiedząc czemu nie rozumiem jego błyskotliwego wywpodu, jednak w końcu musiał ulec swoim uczuciom i zaczął tarzać się po podlodze ze śmiechu, przez co udało mu się wtoczyć pod łóżko. Sytuacja nie wyglądała rózowo, my tutaj nie jesteśmy w stanie nic zrobić, program nie zapisany a jak prąd wyłączą to naprawde nie będzie różowo. Na szczęście udało się nam opanować ten atak śmiechu i po jakiś 10 minutach udało się nam nawet przywrócić równowagę umysłową... No tak Cadcam zmienia ludzi skoro rysunek reparametryzacji płata może śmieszyć:)A oto wiekopomne dzieło, które powinno zostać przekazywane następnym pokoleniom Cadcamowców i nie tylko, które łączy w sobie piękno i jednocześnie prostotę tego jakże skomplikowanego zagadnienia. Oczywiście niekoniecznie musi być ono jasne dla wszystkich ale słowo pisane jest bardzo ubogie i nie pozwala przekazać w pełni znaczenia "bRRBrbrRBrRbrrb" które jest tuaj absolutnie kluczowe, cytując za Romantykami: Aby język giętki mógł wyrazić to co pomyśli głowa.

Programu jednocześnie nie udało się skończyć ale głowa boli nas tak bardzo, że dziś na pewno nie damy rady. Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić babcię...

A właściwie to napiszę o wczoraj jeszcze nieco. Otóż wczoraj poszliśmy na imprezkę. Była absurdalnie droga (5 funciaków za wjazd) ale stwierdziliśmy, że trzeba pójść. Było naprawdę nieźle. Muza bardzo dobra, kupę ludzi dobrze się bawiących spotkaliśmy znajomych i ja naprawde wybawiłem się za dużo czasu:) Jedyne co w Angielskich klubach może bardzo wnerwaić to fakt, że na piwo przy barze czeka się jakiś absurdalnie długi czas... No ale niestety inaczej się nie da. Mieliśmy kilka faz na imprezie z których każda przyprawiała nas o szerokie uśmiechy ale wszystko niestety skończyło się o 2... Strasznie wcześnie trzeba przyznać ja bym jescze trochę został.

To chyba tyle na dzisiaj
pozdrawia wasz Pan_Dziekan

piątek, lutego 17, 2006

Juz nie bede pisal o trimowaniu

Tak własnie dzisiaj projekt został prawie sfinalizowany. Zostało już naprawde niewiele i bardzo mi z tego powodu dobrze. Bardzo dawno się tak nie cieszyłem jak mi coś zadziało. To jest absolutnie kluczowa sprawa żebym skończył trimowanie.

No ale nie o tym chciałem gadać...

Dzisiejszy dzień minął jednak głównie na trimowaniu i nic prawie się nie działo. Czekało mnie jednak kolejne wydanie kasy gdyż musielismy z chlopakami kupić bilety na pwrót po świętach tanie linie jednak stwierdziły że przytną biednych studentów z Polska na dwie stówki i podroża troszke bilety bo przecież i tak kupią. Cholery jedne ale mimo, że przejrzałem ofertę chyba 5 linii lotniczych nigdzie nie było taniej. Spisek jakiś czy jak??

Ponadto dzisiaj udało się nam zjeść obiad bo wczoraj tak byłem zajętytrimowaniem, ze zapomnialem, ale stwierdziłem, że to się nie powinno powtarzać więc dzisiaj zjadłem dla odmiany dużo. Niestety jutro trzeba będzie ponownie coś zrobić i pomimo, że dzisiejszy obiadek to była pychota to jutro znów trzeba będzie coś wymyśleć i przygotować coś (no chyba, że Lechu wzniesie sie na wyżyny kulinarnych zdolności i odgrzeje lazanię z mikrofali:DD ale jaja posadzi... w sumie to robi naprawde zajebiście).

Stefan chyba czuje się lepiej choć mówi, że to czym się szprycuje to chyba jakieś skutki uboczne ma bo śpi cały dzień (żeby mu tylko 3 ręka nie wyrosła:P). Ale to dobrze, że mu lepiej żeby tylko nie miał powikłań.

Aha dzisiaj Lechu rano zdeczka poirytowany. Zauważyłem to po charakterystycznym ułożeniu jego brwi. Wchodzi ja własnie sobie siedzę w internecie i coś tam obczajam i mówi: No co za @#$@# 5#@$#@# admini z hallnetu. Myśle sobie no tak, kokretne przywiatanie na dobry początek. No to odpoiwadam jak mamusia uczyła: No cześć. Okazało się, że absolutnie niesłusznie odcięto LEchowi dostęp do netu jakoby używał programu p2p. Bynajmnie nie miało to miejsca. Bardzo dokładnie sprawdzilismy czy program, którego używalismy do ściągana jest na liście banned software. Bardzo to nie fair z ich strony. Kurczę a jak przeciez mógł ściągać akurat linuxa zajmującego jakeiś 3 GB albo innego Visuala który zajmuje 2 DVD. Po prostu skandal łącze się z Lechem w bólu, bo było to zagranie absolutnie ponieżej pasa. Tworzymy ruch oporu. Nie będzie Hallnet pluł nam w Twarz. Dodajmy może, że adminiem jest tutaj człowiek typu wielka kupa. Kompy na uczelni włączają się pół godziny (najmniej) bo students hack i jest wiele jeszcze innych rzeczy które są z dupy totalnej (na przykład w laborce w której mamy oddac program napisany w Javie nie można skompilowac programu javovego bo nie, a pod netBeansem PUSTY projekt z jedna klasa kompiluje sie tylko 3 minuty :)

Teraz oddaje głos Lechowi gdyż ten z konieczności musi publishnąć posta dzisiaj u mnie ze względu na nadzwyczajne okoliczności.

Pozdrawiam

czwartek, lutego 16, 2006

Czwartek a właściwie środa whatever that means

Piszę wczorajszy post dzisiaj bo wczoraj mi się nie udało. Wczoraj było bardzo interesującym dniem, trzeba przyzyać. Wstałem normalnie jak na polibudzie o 7:30 poczyniłem odpowiednie przygotowania przed wyściem z domu (zawierały między innymi tak interesujące czynności jak mycie i jedzenie) po czym z moim wiernym towrzyszem niedoli Lechem oraz Piotrkiem wyruszyłem na spotkanie przeznaczenia czyli szkoły.

Warto zauważyć, że dzisiaj jest jedyny dzień, w którym jest jakiś przedmiot, który lubię. Do tego wykłada go człowiek, ktory za niesamowity dar wykładania po prostu z przyjemnością się go słucha. Ale nie mogłoby być tak łatwo, że wykład minął tak zwyczajnie. Po jakiś 30 minutach mój mózg zaczął stwierdzać brak tlenu co zaowocowało wysłaniem do oczu komunikatem o przejściu w stan hibernacji. Komunikat byl bardzo trudny do ominięcia niemniej jednak udało mi się dotrwać do przerwy. Zaczynym się zastanawiać czemu w tych salach jest tak zajebiście duszno, że naprawdę jak się jest wyspany (a wczoraj byłem!!) można usnąć. Druga godzina wykładów minęła podobnie do pierwszej, człowiek wiewiórka (tak go ochrzcił Stappu bardzo trafnie zresztą) przekazywał nam wiedzę z o klasyfikacji wiedzy. Potem grzecznie zaprosił na na laborki. Przewidywałem, że będziemy pisać jakiegoś XML bo nawetna tym przedmiocie stanowi on większość programowania. Tak więc przemieściłem się do laborki...

A laborka proszę ja was to było coś niesamowitego.... Jeszcze nigdy nie mialem takiej laborki jak dlugo studiuje informatykę i nigdy o takiej nie słyszałem. To naprawdę było coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Otóz w pierwszej części laborki pan Kłopotek (bo z nim akurat była) kazał na wejść na www.flickr.com pobawić się nim z 10 minut i powiedzieć do czego służa tagi opisujące zdjęcia. Tutaj poczułem się zagubiony... potrafię w 2 godziny napisać grę albo inny czat ewentualnie wypełnić dziury algorytmem gregorego ale tu muszę chyba jakieś filozoficzne podstawy tych tagów znaleźć. Całe szczęście laborka jest nieobowiązkowa by prawdopodobnie bym jej nie zaliczyl, bo ja przecież powiedziałbym, że tak słuzy do opisywania czegoś i starczy. Piotrek Stapp jednak wyrwał się mężnie do odpowiedzi i zaczął bardzo nawijać co to są te tagi jak można je wykorzystać i jakie mają tutaj wlasności. Prowadząc się z nim zgodzil po czym dodał kilka rzeczy od Siebie i powiedział, że możemy przejść do następnego zadania. Już mialem otwierać notatnik i zaczyłem pisać XML bo myślałem, że ta pierwsza część jest po to żeby ludzie którzy przyszli tutaj na naukę z różnych przecież kierunków niepoczuli się zupełnie obco ale nie człowiek kazał na wejść na inną stronę tym razem organizacji skupiącej ekologów i wejść na podstronę zawierająca tezaurus. Tutaj też mieliśmy zanalizować jak on jest zbudowany i jak może nam pomóc w wyszukiwaniu informacji. Na sam koniec Laborki człowiek zasugerował nam, żebysmy weszli na nieśmiertelną stronę w3.org (dla laików ludzie, którzy standaryzują internet) i ewentualnie zapoznać się z dokumentacją czegoś tam. Naprawdę jak długo żyję nie miałem laborek na których chodziłbym sobie po internecie (chyba, że mialem coś do zrobienia ale musiałem wysłać flotę).

Tak oto zakończyła się moja przygoda z infomatyką na wczoraj, nadszedł czas żeby pojechać na Angielski. Tam mieliśmy dzisiaj pójśc an pierwsze zajęcia dla internationa students w celu poprawienia naszej umiejętności pisania dokumentów po angielsku. Niestety nie doczekaliśmy sie, a ponieważ uznaliśmy, że kwadrans akademicki jest pojęciem międzynarodowym zrezygnowaliśmy z dalszego czekania.

Potem przypomnialem sobie, że jesteśmy przecież ścigani przez finance. No tak mam przecież za dużo kasiory. Musiałem oddać niestety finance dużą cześć mojej krwawicy, naprawdę ręka mi drżała kiedy podawałem pani w okinku moja kartę.... zabieg przebiegł szybko ale bardzo bolesnie. W oczach Lecha widziałem współczucie i zrozumienie gdyż on przed chwilą oddał pani w okienku duża kwotę w gotówce (chcieliśmy to przeliczyć na imprezy ale byliśmy zbyt zrozpaczeni). Tak oto staliśmy się znacznie ubożsi... A to dopiero pierwsza rata.

W takim oto grobowym nastroju wrociliśmy do domu. Stwierdziłem, że muszę dzisiaj zrobic jakiś wypasiony obiad. Leszek zaś stwierdził, że to wymówka bo będę ten obiad robił długo i nie będę trimował, a ponieważ on sam nie zamierza więc jestem dywersantem i sabotuje nasz projekt. Przygotowanie obiadu zajęło mi ponad 1,5 godziny (zdjęcia hopefully u Leszka) po czym skonsumowaliśmy go i poczęliśmy robić to czego chłopcy (z wyjątkiem Jacka) naprawdę nie lubią robić... Udało się nam nawet coś napisać przez łącznie prawie 3 godziy i widać już właściwie koniec. Ale musieliśmy przerwać pracę ponieważ nadszedł czas, żeby pójść na trening.

Było całkiej zajebiście. Leszek dostał Doi-bo czyli unoform (jak ja dostanę to foty bedą) ktory natychmiast przywdział i wyglądał jak prawdziwy mistrz świata. Trening był bardzo spoko szkoda, że niektore techniki mi nie wychodziły ale muszę więcej trenować, żeby być lepszym. Potem nastąpiło jakies 30 minut sparingów. I naprawdę super to wyglądało potem jednak dotarła do mnie myśl, że ja także będę musiał walczyć. Ale trener powiedział, że mnie nie zabiją (mam już na szczęście ubezpieczenie).

Potem wrócilismy i właściwie niedługo potem poszedłem spać. Przypomniałem sobie, że od 3 dni nie gadałem z domem, hmm ale niby powiedzieli, że mam dzwonić jak będę miał ochotę.. Leszek też jest dzielny już 2 dni nie rozmawiał:)

pozdro

wtorek, lutego 14, 2006

Prawie wytrymowalismy

Dzisiejszy dzień była bardzo ciekawy. Udało mi się spać 5,5 godziny. W sumie nie wiem dlaczego ale tak jakoś wyszło. Niektórych moich znajomych zapewne ucieszy wiadomość, że nie będę już wysyłał flot, gdyż z Lechem stwierdziliśmy, że konsumuje to za duzo czasu i generalnie powiedzieliśmy dość. Wracając do dnia..

Wstawało mi się dość cięzko dzisiaj, właściwie to szykowała się nawet powtórka z poprzedniego wtorku kiedy to udało mi się zaspać, ale tym razem Lechu stanął na wysokości zadania i mnie normalnie obudził. Tak oto zaczął sie najdłuższy na uczelni dzień czyli wtorek...

Pierwszy wykład jest z XSLT i czlowiekiem Kaczorem. Bardzo spoko człowiek, zwracamy się do niego po imieniu czyli Bob, dodam może że ma jakies 50 lat ale w sumie mamy kolegę na roku w podobnym wieku (a i jeszcze 2 koleżanki:D) więc chyba powinniśmy sie już przyzwyczaić, ale siła doświadczenia jednak większa:). Bob coś usilnie starał się nam dzisiaj przekazać, jaki to ten XSLT jest przydatny i w ogóle świetny ale nie za bardzo mu się to udawało bo ja akurat stwierdziłem, że troszkę pośpię ale wałczylem dzielnie i jak tylko glowa opadała mi nramiona zaraz się budziłem. Ta iście epicka walka trwała bite 2 godziny. Dodam może, że tutaj w salach słowo ciężka atmosfera to zbyt 'lekkie' określenie. Po prostu się wchodzi i pada pod ciężarem duchoty zgromadzonej w tym pokoju. Myśle, ze wywietrzników nie mają za dobrych a okna za bardzo szczelne (tutaj special thanks are due to nieszczelne okna na polibudzie). Potem nastąpiła przerwa i generalnie poszliśmy popytać się Boba o co chodzi z projektem. Coś tam sobie wyjaśniliśmy powiedzieliśmy mu nara i poszliśmy na 1,5 godzinna przerwę obiadową.

Oczywiście nam wystarczyłaby na przykład półgodzinna ale tutaj wszystko jest bardziej rozwlekłe i niestety trzeba siedzieć tyle ile trzeba. Potem nastąpił koljny i naszczęście ostatni już dzisiaj 3 godzinny wykład. Jednak zamiast czlowieka żaby mieliśmy wykład z człowiekiem Kłopotkiem... Niestety koleś mówi tak niewyraźnie, że cieżko zrozumieć chociaż co drugie słowa, całe szczęście, że są slajdy więc można co nieco zczaić. W sumie za chwilę okazało się, że właściwie nie trzeba rozumieć co człowiek mówi, bo mówi w tempie tak abusrdalnie wolnym, że wszyscy trzej (ja Lechu i Stappu) po prostu zastanawialiś,my się czemu jeszcze nei wstawił tam odnośnikow na przykłąd do efektu cieplarnianego... Żaden z nas trzech do tej pory nie spotkał się z technologią xQuery ale naprawdę ostatnie 5 slajdów wystarczyłoby, ze przyswoić całośc wiadomości z Tego wykładu. Nasi współkoledzy z oczami pełnymi podziwu i respektu patrzyli się jednak na slajdy i wykłądowce i calym sobą chłoneli zawarte tam informacje... No cóż pewnie widać, że jesteśmy inni... Zadaliśmy jednak 2 podchwytliwe pytania i człowiek odpowiedział nam szczerze, że nie wie, ponieważ my też nie wiedzieliśmy nie byliśmy na niego źli, sprawdzimy sobie sami w domu (chociaż on też powiedział, że sprawdzi). Aha zapomnialem dodać, że pomimo tego, że siedziałem przy otwartym przezornie oknie to w połowie wykladu mój orgaznizm stwierdził, że mimo wsyzstk onei może za dlugo już słuchać i zdaję się, że zdrzemnałem się na momencik (dosłownie 10 minut do przerwy). LEszek jak się okazalo też dzielnie mi towrzyszył.

Wróciliśmy do domu była 17:30. O 1900 zaczęliśmy trymować. Właściwie chcieliśmy zacząć bo zadzwoniliśmy do Grześka, żeby się spytać czy właściwie dobrze myślimy. Niezawony wujek Dobra Rada Grzesiek wyklarował nam większość rzeczy i kiedy już już mieliśmy się wziać za kodowanie Leszek powiedział.... Ale jestem śpiący.. po[patrzyłem na niego ze strachem w oczach czyżby kolejny dzień bez trimmingu... Niestety tak się skończył.. Ale jutro Lech powiedział, że NA PEWNO już będziemy kodować.. miejmy nadzieję, że nam się uda...

Zamówiłem jeszcze bilety na powrót p oświętach. Okazało się, że za bilet w czerwcu płace 3 zł + 130 opłat lotniskowych ale nispodzianka czekałą mnie na powrót po świetach. W weekend po świetach żeby wrócicc tanimi liniami bynajmniej nie można liczyć na tanie bilety. Nawet kurde w Locie jest jest taniej. Sam bilet kosztuje na przykłąd 300 zł albo i więcej. Stwiedziłem ( i koledzy też zresztą), że właściwie pod każdym względem optymalniej będzie wrócic we wtorek. Po pierwsze 200 do przodu po drugie dłużej w domu. Mieliśmy jeszcze opcje, żeby wrócić w ogoóle tydzień później ale Stappu zauważył, ze za dużo bulimy za akademik i właściwie to się nie bardzo opłaca....

No to tyl chyba na dzisiaj. Aha walentynki są dzisiaj... no tak jakoś nie zauważyłem.. Ale jestem bezserca

trzymajcie się ciepło

poniedziałek, lutego 13, 2006

What i'm gonna do when they come for me?

Dzisiaj dostałem również bardzo radosny list który przyszedł normalną pocztą. Już myślałem, że może ktoś z domu do kochanego Łukaszka napisał ale jednak czekało mnie wielkie i straszne rozczarowanie. List okazał się upomnieniem../ no tak przecież nie zapłaciłem za akademik. Być może jakaś część mnie łudziła się, że jestem poza system, nie będę musiał bulić tej kosmicznej kasy za akademik... ale jednak być może w tej szkole nic nie działa ale finance zawsze Cię dorwie.. będzie Cię ścigał aż się zmęczysz, osaczy Cię i wtedy weźmie to co uważa za swoje być moze jeszcze doda jakieś odsetki wedłgu własnego uznania. Tak na finance zawsze można liczyć


z socjalistycznym pozdrowieniem

Sam sie o to prosilem.... + Ptasia grypa

Dzisiaj jak wiadomo poniedziałek. Oj jak ja nie lubię poniedziałków i tych cholernych User Interface design. Ale o tym potem...

Na razie mamy Stefana, który zachrował na tajną odmianę ptasiej grypy zwaną także chicken Pox. Na razie leży w miejscu odizolowanym ale trzeba chłopakowi pomagać bo przecież tak trzeba. Co prawda mamy z chłopakami teorię, że Stefan to nieco przesadza ale na razie wybaczamy mu te drobne pojękiwania jaki on jest bardzo obłożnie chory i zaraz niemal zejdzie z Tego świata:)))) Oj tam taka mała przypadlość:) No nic Stefan póki co jest nieczynny, ma zwolnienie lekarskie i pojękiwać pewnie będzie jeszcze parę dni i trzeba to będzie wytrzymać, na nieszczęście Stappa on ma bliżej do niego (my to prawdziwe kilometry musimy do niego przemierzać) i często chcąc nie chcąc go odwiedza.

Ponadto wracając do nieslawnego UID. Dzisiaj dostaliśmy courseworki czyli mówią po naszemu projekty zaliczeniowe. Teraz przyszedł czas żeby soczyście pokurwić. Jak po prostu zobaczyłem ten projekt to spytałem chłopaków czy Tego typa pogrzało, czy tylko jest niepełnosprawny na umyśle? Otóż zadaniem moim (a i również LEszka i Piotrka S.) będzie zrobienie strony na której będzie narysowana interaktywna mapa, wraz z wyszukiwaniem miejsca na tej mapie (konkretniej to pokoju bo jest to mapa campusu w który mamy zajęcia). Wprost niewyobrażalne. Laicy pewnie zapytają czemu się tak oburzam. Otóż już śpieszę z wyjaśnieniami. Całą funkcjonalność mapy mogę napisać w 2-3 godzinki (czyli podświetlanie zmianę kolorów i takie takie) ale wcześniej muszę PROSZĘ JA KURWA WAS narysować tę mapę, gdyż to jest najważniejsza część projektu. TAK własnie nieprogramowanie tylko rysowanie tej mapy. Koledzy informatycy powiedzą pewnie, chłopie znajdź w necie tą mapkę bo na pewno jest wgraj do czegokolwiek i już masz. Na co ja wam powiem DUPA. Bo muszę ją sam narysować korzystając z tej biblioteki SVG innymi słowy będę przez 10 albo i więcej godzin siedział i rysował line to zeby narysować wszystkei te cholerne budyneczki drzewka i inne duperele. Prawdziwie trafione zajęcie dla informatyka 4 roku.... Dodam może, że czlowiek prowadzący zajęcia to jakiś czlowiek-żenada. Uśmiecha twarz na zapytanie czy może nam dać mape na co mówi żebyśmy sobie wzieli z admins office. Czy może nam dać jakieś gotowe ścieżki bo tak by było troszkę szybciej i mniej nużąco na co on odpowiada że ten prjekt to cieżka praca, na co ja mówię że dla rąk bo dla mózgu to żadna, na co on odpowiada: To chyba dobrze, że nei trzeba myśleć. Naprawdę miałem mu ochotę zasadzić kopa w dupsko... Z ciekawszych momentów zapytałem się go dzisiaj czy będę mógł oddac projekt wcześniej bo akurat nie będzie mnie w poniedziałek po świętach, na co on zrobił oczy jak 5 zł (albo jak 2 funty) i zapytał się czy na pewno wiem co robię bo to przecież będzie 3 tygodnie przed terminem więc on nie wie czy ja podołam.... GRR co za porażka....

Tym oto milutkim akcentem kończymy sprawy szkoły. Mógłbym dodać, że z niecierpliwością oczekuje aż napiszę ten projekt i prawdziwie wielką atencją będę się go uczył...

Dobrą stroną dzisiejszego dnia była fakt, że zamiast 3 godzi w szkole spędziliśmy tylko 1 bo nie bylo dziś wykładu ani laborek. Wracając ze szkoły wyczailismy nowy supermarket (niestety nieco droższy niż tesco), który posiadał PRAWDZIWE bułki. Jakaż była radość moja i Piotrka kiedy zjedliśmy prawdziwą bułę. Naprawdę poczulem się bosko... Potem jeszcze jakies ointmenty dla Stefana zakupilismy i chyba tyle.

Potem jeszcze byl obiad i zaraz bierzemy się z LEchem za trymowanie. Coraz bliżej końca. Potem będziemy przecież się w końcu mogli wziąć z apasjonujące projekty ktore mamy tutaj...

3majcie sie i niech moc będzie z wami

niedziela, lutego 12, 2006

Kurde co ja robie..

Wczoraj nic nie napisalem nad czym bardzo boleję, ale jednak oczywiście mi się nie chciało. Nie bardzo mi się to podoba bo mogę przez to stracić czytelników ale niemogę obieciać, że już się to więcej nie powtórzy. Myślę, że warto jednak napisać o kilku akcjiach, które mialy miejsce w ciągu ostatnich 2 dni.

Po pierwsze pojechaliśmy do Tesco. Wycieczka jak wycieczka ale siedzieliśmy w autobusie i obok nas siedziały takie 2 angielskie pasztety bynajmniej nie apetyczne. No i tak sobie siedzimy we 3 (ja Lechu i Stefan) i nagle Stefan zaczyna się po posku zbijać z tych pasztetów a konkretnie z jednego, który akurat jadł hamburgera. Nawijka Stefana była naprawdę niezła niestety nie mogę jej juz przytoczyć po 2 dniach ponieważ zwyczajnie w świecie zapomniałem. Pamiętam, że zbijał się jednak niemiłosiernie z tego aki pasztet wchrzania hambuergery a potem żali się koleżankom, ze nie może schudnąć... Mówię wam pierwsza taka akcja tutaj a od razu śmiechu co nie miara. Finałem tego było następujące wydarzenie (nie nikt nas nie skarcił, że akurat znaPolski i wszystko rozumie hahaha), że ów pasztet ze swojej torby z zakupami wyjął zwiewną prześwitującą koszulinę i zaprezentował koleżance. No cóż nie ma to jak wiara we wlasne możliwości a może dziewczyna ma po prostu ciepło w domu:) Mam nadzieję, że sarkastyczny ton tej oto opowieści nie uradził zbyt wielu osób bo mial na celu jedynie rozśmieszenie:)

Tego dnia chyba już nic ciekawego się nie wydarzyło, poza tym, że z Lechem próbowaliśmy trimować ale jak zwykle coś nam przeszkodziło, jak pech to pech. Aha prawdopodobnie wybralem się jeszcze na pocztę ale o tym już zdaje się napisalem.

AAAaaa wiem co jeszcze. Otóż w tenże piątek wpadłem na genialny pomysł zrobienia kotletów z piersi.. Kurczaka:) No to zrobiłem z kuchni przez jakąś godzinę niezly sajgon ale w końcu udało się wszystko przyrządzić (niestety poważnie doskwierał mi brak pieprzu trzeba koniecznie zakupić). W pewnym momencie Lechu który dzielnie pomagał mi w robieniu tychże kotlecików miał za zadanie położyć obciekający panierką kotlet na patelnię z rozgrzanym olejem, którą ja dzierżyłem. Ta iście epicka chwila trwała wieczność jednak Leszek dał radę przy okazji rozchlapując olej po moim palcu i przedramieniu, jednak ja jak bohater antyczny jednynie wydalem okrzyk bojowy (pozwalający zapomnieć o bólu) odłozyłem patelnię na grzejnik, włożyłem łapę pod wodę i zacząłem kląć na Lecha czemu chce zabić rękę która go karmi. Wszystko jednak na szczęście skonczyło się dobrze.

Po kotletach Katell zaprosiła nas na pewną domóweczkę u swoich znajomych. Tak więc oto poszliśmy na nią taszcząc przy okazji pól litra Leszkowej wódeczki w celu oczywiście integracyjnym. Na miejscu czekała mnienie lada niespodzianka, gdyż wchodząc do pokoju witając się z ludźmi, którzy akurat raczyli przyjść przed nami usłyszałem dzwięczną melodię niejakiego Stachursky'iego. Poważnie zastanawiałem się o co chodzi, za chwilę jednak moje wątpliwości miały odejść w niepamięć. Otóz w domu mieszka Poka Ireną zwana. Bardzo miła dziewczyna, po zdjęcia odsyłam do Bloga Leszka. Ogólnie świetni ludzi na tej imprezie byli, bardzo dobrze się z nimi gadalo. Przy okzji zjedliśmy jakąś fracuzką potrawę, mianowicie ziemniaka gotowanego polanego serem. Całkiem przyjemne szamanie. Na tejze imprezie był obecny niejaki Santiago, Hispan, prywatnie druga połówka Ireny, z którym daliśmy radę obalić te pół litra. Chłopak miał nieco trudności z wypijanie kielona na raz, ale jednak nie poddawal się i dal radę. Niestety wódki jakoś praktycznie nikt nie chciał pić, gdyż wymigiwali się że już piliwino czy innego Jim Beama.

Potem nastąpiło wczoraj czyli sobota. Ogólnie to nic nie robiłem wczoraj poza czytaniem Pratcheta i graniem na kompie przyrywanymi posiłkami. Potem jednak około godziny 20 do naszego bloku zwalili sie jacyś ludzie. Wyglądali na znajomych Karla i siedzieli w kuchni wyraźnie nad czymś deliberując. Ja tymczasem siedziałem u Lecha i również zastanawiałem się nad bardzo ważnym problemem współrzędnych parametrycznych rury b-spline i dlaczego mniejszy z nich jest większy od tego większego. Oczywiście po godzinie intensywnego wysiłku umysłowego doszedlem do wniosku, że jestem idiotą i jest dobrze a nie źle. Leszek również stwierdził, że nie jest lepszy. No to jak takcih dwóch wybitnych specjalistów dalej będzie obcinać tę suszarkę to w końcu jakiś czołg z tego mus wyjść mówię wam.

Potem jak już wyczailiś,y co i jak z tymi parametrami w suszarce, swtwierdziliśmy, że możemy iśc poznać nowych znajomych. Akurat traf sprawił, że znajomi sami przyszli do Lecha. Okazało się, że byli bardzo dobrymi znajomymi pewnego australijczyka, który mieszkał, tam gdzie teraz Lech wegetuje. Tak oto poznaliśmy Amy, Lauren, Bobbego i Emmanuela. Ten ostatni koleś jest naprawdę zajebisty. Taki historie opowiada, że człowiek słuchajc go nie może wyrobić ześmiechu.
Nazwałem go Theory man, z powodu takiego oto, że po półrocznym przebywaniu tutaj w UK, wyrobił sobie swoje teorie na temat tutejszych dziewczyn. Na razie poznałem 2 podstawowe prawa Emmanuela:
Pierwsze Fundandamentalne Prawo: Tutaj nikt nie ma kompleksów. Więc na pewno spotkasz dużo dziwnych ludzi
Drugie Fundamentalne Prawo: Im bliżej końca imprezy tym więcej pijanych dziewczyn i tym brzydsze one są.
Dziekana Komentarz do Praw Emanuela:Im więcej pijesz tym wszystkie kobiety są lepsze, pamiętać należy jednak o tym, że nie warto robić głupot:)

No to chyba tyl mam nadzieję, że napisałem wszystko co ważne
pozdro

piątek, lutego 10, 2006

Wczorajszy post

Wczoraj zaczął się jak powszechnie wiadomo weekend. Tak więc wstałem sobie o 10 kulturalnie zrobilem śniadanko i przystąpiłem do odpoczynku po wyczerpującym tygodniu. Jak się może wydawać pogralem nieco nakompie, potem jednak miałem plany wyskoczyć na miasto i tak też zrobiłem. Znalazłem pocztę i ją wykorzystałem (przy okazji spotykając 4 Polaków) przeszedłem się bardzo ładny parkiem i wróciłem do domu. Udało się pstryknąć parę fotek co niniejszym zamieszczam. Potem o 20 byloiśmy umówieni do Stefana na pizzze. Stefan oczywiście stanął na wysokości zadania i pizze wykonał. Była bardzo dobra na pewno lepsze niż ta za 74p którą Leszek wyczaił ostatnio w Tesco i więcej już na pewno jej nie ruszymy. Ponadto pogadaliśmy sobie troszki przy piwku i miał oto miejsce taki oto zajmujący dialog
Stappu: Ja też mam wadę wymowy!
Stefan: Tak? Jaką?
Stappu: A ja wymawiam Kurwa?
Stefan: No tak jakoś... śmiesznie.

Właściwie po tych słowach zrobiło się naprawdę śmiesznie. Piwo się skończyło za chwile i poszliśmy do domu (flotę wysłać).
a oto obiecane fociaki:
students hack czyli Polscy informatycy
pobawiłem się też nieco w fotografa National Geographic tudzież Animal Planet (Jutro zdjęcia do Discovery czyli idziemy na imprezke)

pozdro 600 1500

środa, lutego 08, 2006

Another day...

Dzisiejszy dzien mozna opisac bardzo krótko
szkoła....
trimowanie...
teakwon-do...

w międzyczasie obiad się zjadlo tudzież jakieś inne posiłki i chyba tyle...

wiernych (i niewiernych też) czytelników przepraszam, że dzisiaj generalnie nic nie napisałem ale naprawdę nie ma o czym.

Jutro idę na miasto jakiś foty postrzelać to może się cokolwiek uda się ciekawego zamieścić. Ale serio to pierwszy dzień tutaj kiedy naprawdę absolutnie nic się nie działo... Kurdcze mam nadzieję że nie będzie ich więcej. Aha wróciłem z treningu czuję się lekko styrany (dzisiaj znowu roundhouse kicki były i jeszcze pare innych i to naprawdę nie było łatwo)

idę spać
dorbanos

wtorek, lutego 07, 2006

Rekolekcje wtorkowe

Dzisiejszy dzien byl nieco dziwny. Zaczął sie naprawdę ciekawie. Dzisiaj mam 9 godzin zajęć, które zaczynają się o 9 więc musze wstać koło 7.15 żeby zdążyć na autobus i wszystko załatwić. Niestety plan nieco zawiódł gdyż budzik mnie nie obudził (nie wiem jak to możliwe w całej karierze mojej na studiach nigdy nie zaspałem) i obudziłem się dziarsko o 9:30. Myśle "Kurwa spóźnilem się, ale czemu ten @$@#%$# Leszek mnie nie obudził skoro ma na tę samą godzinę. No nic styram go w szkole". Po czym nastapiło 20 minut ogólnego doprowadzania się do porządku, jedzenia i podróż na przystanek. Autobus na szczęście przyjechał szybko i nawet zdązyłem być o w miarę rozsądnej godzinie na uczelni. I tam czekała mnie nie lada niespodzianka...

Otóż były dwa Piotrki ale nie było Leszka... Myśle no ladne rzeczy, niby wczoraj byłem w jakimś pubie wypiłem 3 piwka ale to chyba jeszcze nie powód żebyśmy obydwaj zaspali na zajęcia... Muszę przyznać, że sytuacja była naprawdę komiczna.

Około godziny 13 do stołówki gdzie siedziliśmy przyjeżdza wnerwiony Leszek i pyta się: "A zasadził Wam ktoś kiedyś kopa w dupsko??", na co oczywiście wybuchnęliśmy śmiechem.. LEszek też się nieco rozchmurzył jak się dowiedział o co chodzi. Ustaliliśmy, że będziemy się budzić niezależnie od godziny,które jest na zegarku.

Drugim punktem dzisiejszego dnia były właśnie rekolekcje a właściwie dyskusje światpoglądowe, które toczyłem dzisiaj z 2 Piotrkami. Otóz dowiedziałem się dziś, że jesnym z projektów zaliczeniowych które mam tutaj zrobić jest napisanie biblioteki graficznej w XSLT korzystająć z SVG. Ja widząc jak potworne będzie to dłubanie w XMLACH które bynajmniej ambitne nie jest. Na co chłoapki byli strasznie oburzeni. Zwłaszcza Stefan. Uważa on, że to jest dobre, że dobrze sie jest czegoś takiego nauczyć, mi zaś zawsze się wydawało, że jednak lepiej jest mieć rzeczy typu inżynieria oprogramowania, jakieś zaawansowane bazy albo inne podobne przedmioty a nie dlubanie w znacznikach. Stappu zarzucił argument czemu nie pojechałem do DTU, na co odpowiedziałem że chcialem jechac do Anglii mimo wszystko nie wiedziałem, że każdy przedmiot będziepolegal na przerabianiu XMLi. Chłopaki widać są bardzo zadowoleni, że mogą zarzucić programowania na jakiś czas (no przepraszam napiszem jeden web service i jego klienta w Javie więc nie zapomnimy totalnie składni) i móc pobawić się troszkę modnymi technologiami. Ja oczywiście wiem, że niestety tez będę musiał to zrobić ale postaram sobie jak najbardziej ułatwić żcyie i wykorzystam eclispe albo Visuala do generowania tego, na co stefan obrzucił mnie niemal nienawistnym spojrzeniem, że przecież w ten sposób nie będe tego umiał (no tak przecież nie będę w ten sposób znal WSZYSTKICH MOŻLIWYCH tagów schemy). Widać każdy ma inen podejście przy czym moje zostało dzisiaj uznane za zdecydwaonie gorsze.

Potem mieliśmy super interesujące laborki z Security (na których nauczyliśmy się nieco jak to jest to HACK:)) i wróciliśmy do domu. Zrobiliśmy sobie jakiś obiad z Lechem i stwierdziliśmy że najwyższy czas obciąć wreszcie tę suszarkę.

Idę więc

poniedziałek, lutego 06, 2006

I hate Mondays

Naprawdę to chyba najmniej lubioany przeze mnie dzień tygodnia. Nie dość, że do szkoły na rysowanie łódek trzeba jeszcze zapieprzać do Students' Admin office po raz tysieczny po kolejny dokument ze zdjęciem... Wczorajszy dzień upłynął spokojnie. Troszke poczytałem, troszkę pograłem no i zrealizowałem sie na kolejnym froncie mianowicie kulinarnym. Konkretnie to zrobiłem naleśniki, niestety wpadliśmy na pomysł żeby zrobić farsz z sera mimo wysiłków jakich dołożyliśmy farsz był generalnie słaby i wiecej nie będziemy go robić chyba, że dostaniemy normalny biały ser bo ten, z którego go robliśmy wczoraj nie byl tak zwykły (tylko taki granulkowany). Same naleśniki na szczęście się udały pomimo, że koleżanka która mieszka tutaj już kilka lat ostrzegała, że może być różnie z mąką.

Chłopaki po skonsumowaniu na razie żyją i mają się dobrze ja również nie odczuwam dolegliwości związanych z układem trawiennym istnieje więc szansa, że można je będzie kiedyś zrobić jeszcze raz. Niestety gonią mnie żebym już wychodził więc muszę kończyć. Skrobnę coś jeszcze jak wrócę ze szkoły (chociaż dzisiaj mam obcinać szuarkę)

pozdrawiam

niedziela, lutego 05, 2006

Łukasz realizuje się artystycznie

Wstałem dzisiaj kulturalnie o 10 zjadłem śniadanie (tosty i jogurt całkiem dobry nawet) i stwierdziłem, że może zrobię coś pożytecznego. Wiem, że takie myśli nie powinny nachodzić mnie w niedzielę, ale cóż zrobić skoro już naszły. Niestety muszę rozczarować wiernych czytalników z CadCamów nie zacząłem czytać Marciniaka ani nawet nie trymowałem suszarki, poczytałem trochę książki do web semantics (naprawdę super temat radzę wpisać w googlach i poczytać nie tylko informatykom) a potem zabrałem się za animowanie łódeczki. Po jakichś 40 minutach pracy udało mi się uzyskać jakiś w miarę efekt. Oczywiście miałem zamiar wygooglac jakieś ładne kształty chmurek jeszcze ale stwierdziłem, że dość tej rozpusty i poszedłem obudzić Leszka (koło 12 już było). Leszek mile mnie zaskoczył gdyż juz wyszedł z objeć Morfeusza i siedział już przed kompem. Floty starał się wysłać oczywiście. Na wieść o tym, że ja już animowałem łódeczkę również zapałał żądzą zrobienia tego samego i wziął się do pracy.

Myślę, że dziś wyskoczę gdzieś na miasto zrobić parę fotek bo ostatnio nic nie pstrykałem.

pozdrawiam

sobota, lutego 04, 2006

Trimming Part I, czyli imprezy

Dzisiejszy dzien zaczął się dla mnie bardzo późno jako, że wróciłem z imprezy wczoraj o godzinie 4 nad ranem. Poszliśmy razem ze znajomymi z teakwon-do do klubu, nawet nie wiem gdzie po prostu kazali mi wsiasc do taxy i nie przejmować się. 4 z nich jest francuzami, był jeszcze jeden saudyjczyk jeden Anglik, jedna Angielka, Joumana (dziewczyna wyrywająca nas na laptop) i Cypryjczyk. Ogólnie było zajebiście, wytańczyłem sie bardzo, dodam może że 2 godziny wcześniej miałem trening i myślałem że nie dam rady, ale jednak jakoś się udało (chociaż od skakania bolą mnei strasznie plecy). W klubie było spoko (gdyby nie te cholerne filetowe swiatla) tylko bylo duzo Grubych murzynek (nie zebym byl rasista czy cos) ktore powodowaly znaczne zatloczenie parkietu, trzeba bylo odpowiednio lawirowac zeby nie stac sie ofiarą klubu, jednak jakimś cudem udalo mi sie bezpiecznie z niego wyjść. Piwo dość drogie (2,5 funciaka) ale zdaje się, że Phil (anglik) miał znajomego barmana czy coś takiego i było jedno piwko gratis które zupełnym przypadkiem dostalo się w moje ręce. Po intensywnym skakaniu wrocilem do akademika i poszedlem palulu.

Okazalo sie, że byliśmy z chłopakami umówieni na dzisiaj na zwiedzanie miasta na 10, przy czym obudził mnie Leszek o 10 bo ja akurat spałem. Termin został przesunięty na 11. W sumie i tak nic z tego nie wyszlo bo stwierdzilismy z Lechem ze właściwie to nam sie nie chce (Leszek do tego był troszke przeziebiony) i wróciliśmy do akademkia Piotrki jednak twardo poszly zwiedzać miasto.

Trymowanie poszlo na tyle, że przynajmniej jz mniaj więcej wiem jak to zaprowagramowac oczywiście po drodze powstanie jeszcze wiele problemów\ale trzeba będzie sobie z nimi jakoś poradzić niemniej jednak nie chce mi sie bardziej niż czytać tych cholernych wykładów.

Po intensywyny trymowaniu jest teraz. TRzeba sobie jakiś obiad skminic (myslę, że będzie to albo pizza albo naleśniki choć te ostatnie zrobiłbym jutro), ale może dam radę. Potem przeczytam może jakiś wykład albo spróbuje zanimować łodkę, choć to ostanie to pewnie będzie jakiś michałek.

Myśle, że wieczorkiem jakaś sesja z Leszkiem będzie albo spożytkujemy jakoś te piwka co to leżą u niego pod łóżkiem (czemu akurat tam nei mam pojęcia, może się złodziei boi).

To tyle na razie
pozdrawiam

piątek, lutego 03, 2006

Taki sobie dzien



Dzis poszliśmy do Tesco, zrobiliśmy zakupy i właściwie mieliśmy zacząć trymować suszarkę ale oczywiście nie można było się zebrać bo to będzie chyba najtrudniejsze do wykonania zadanie na tym semestrze. Kurde poważnie zaczynam się bać o tą suszarkę... Ponadto dzisiejszy dzień najłatwiej po prostu opisać słowami że zacząl się i właściwie się już się kończy. W sumie nic praktycznie nie zrobiłem w jego trakcie (poza zakupami w tesco) a go straciłem. Poszedłem dzisiaj jeszcze na trening w celu dalszego poprawiania kondycji fizycznej. Było juz gorzej niż wczoraj a jak kazali mi jakieś szpagaty robić to po prostu wymiękłem. Jedak wytrwałem do końca ale widzę już że ciężko będzie przeżyć ca;y semestr z tym. Niestety jakieś problemy miał Leszek i stwierdził że na dzisiaj spasuje miejmy nadzieję, że następnym razem da radę. Ponadto woczraj poszliśmy do stefana napić się piwka i ogólnie pogadalismy troszkę.

Z ciekawszych rzeczy na przykład nie jestem nigdzie zapisany jeszcze na zajęcia. Po prostu sutdent widno. Wszystko fajnie tylko kiedyś zacznie się sesja i wypadałoby jednak chodzić na cokolwiek. Oczywiście oficjalnie bo ja na przykład mogę nie chodzić tylko żebym dostał karte egzaminiacyjną. Ponadto zrobiliśmy sobie dzisiaj obiad a la Wojtek czyli Pastę, i w sumie była zajebista tylko że my ją jemy raz w tygodniu a Wojtek trochę częściej i faktycznie może się to znudzić. Zacząłem czytać wykłady Marciniaka ale w sumie nie wiem czy warto o tym wspominać bo jest to męczarnia jakich malo. Zrobiłem też parę fotek w czasie wycieczki po mieście.

I to chyba tyle na dziś

może jeszcze skrobnę coś wieczorem

czwartek, lutego 02, 2006

Chuck wymieka

Dzisiaj poszlismy z Lechem na teakwon-do. Bylo super.Chuck teraz jest przy nas niczym, moze naw ewentaulnie czyścić buty. Bite 2 godziny zapieprzania ale człowiek czuje się zajebiście po nich. Dużo kopnięć, najgorsze dziś były 3 minuty z double-kickiem, polega to na tym, że stoisz i kopiesz 2 razy pod rząd na wysokość pasa w jak najszybszym odstępie czasu i tak przez 3 minutki... Daje w kość nei powiem. Ponadto spotkaliśmy półgreczynkę-półlibankę a ludzie są tam naprawdę mili. Bardzo mi się podobało Lechowi zresztą też. Przyinwestuje w membership card i resztę spraw bo jest to naprawdę zajebisty sposób spędzania czasu. Myślę, że jutro będę miał poważne problemy, żeby wstać bo nogi na pewno zabiją mnie ale tfardym cza być nie mientkim.
Do obczajki jutro

środa, lutego 01, 2006

O człowieku, który powiedział Cześć

Dzisiaj wróciłem własnie ze szkoły, i jestem zadowolony. Był to dobry dzień. W końcu biorę udział w jakiś ciekawych zajęciach (szkoda, że to jedyny na tych zajeciach). CHodzi o klasyfikację informacji i podobne rzeczy, jest to cos z czym jeszcze sie nie spotkałem i uważam, że jest to super interesujące.

Ponadto zarejestrowałem się w medical centre i mam nadzięję, że nawet jak strasznie będę zagrożony to uda mi się przeżyć.

Aha i dziś chcieliśmy nawet zapłacić za akadamik ale jak zobaczyliśmy kolejkę do finance office to normalnie stwierdziliśmy, że chyba nie dziś, ale póki nas nie ścigają, nie będziemy się spieszyć. W końcu fiskus w końcu nas znajdzie, ale będziemy wypłacalni.

Z innych ciekawych rzeczy Stefan pojechał po piwo Tesco do Tesco. Wyrasta na prawdziwego człowieka z żelaza, gdyż po oranżadzie za 17p będzie teraz próbował kolejnego wykwintnego napoju. Widać, że chlopak słaby nie jest i daje radę. Ponadto idziemy dzisiaj na teakwondo, może nas nie poturbują na tyle żebyśmy nie mogli ruszać palcami (potrzebne są dosyć do operowania na kompie). Udalo mi się też zakupić z Piotrkiem Stappem piwo. Ciekawy tu mają sposób ogólnie. 4 piwa kosztują 4,79 ale jak kupisz 4 to możesz wziąć 4 za darmo. DZisiaj tez będzie tworzony absurdalny obiad. Otóż podejmę sie niemożliwego, zrobię polędwicę zapiekaną w warzywach... wiem, że z tej misji mogę nie wrócić caly i zdrowy ale wierzę, że sprawa jest warta świeczki.

Aha nawiązując do tematu

Dzis poszliśmy pierwszy raz do biblioteki i rozmawialiśmy z panią która lubi odpowiadać na pytania. W tymże pomieszczeniu spotkaliśmy człowieka, który chodzi z nami na kurs. Myślałem, że jest Hindusem, ale podszedł do nas i powiedział nam "Cześć". Oczywiście ogarnęło nas lekkie zdziwienie, ale okazało się, ze jest rodowitym anglikiem, który akurat zna kilku naszyhc rodaków i pogadał z nami troszke. Bardzo miło sie gadało i myślę, że mamy kolejnego ziomaka:) Ciekawe czy kiedyś ktoś podejdzie do nas i powie nam Hi, bo jak na razie zawsze słyszymy cześć

PozDro