PW student goes to UK

środa, marca 29, 2006

Bombardowanie Łukasza

Chciałem o tym właściwie napisać już wczoraj ale jakoś tam bardzo zagłębiłem się w robienie XSLT ze nie dalem już rady. W poniedziałem poszedłem na imprezkę do klubu zwane Park End gdzie generalnie na wejściu kasuja 4 pounds. Wcześniej jednak poszedłem do moich znajomych w sąsiednim akademiku zaprawić się odpowiednio:) Zaszedłem więc niezwykły kawał drogi do sympatycznych żabojadów i zauważyłem że odchodzi tam regularna libacja. Było ich circa 8 osób i niestety tylko ja nie mówiłem o francuzku (a mówiła mama ucz się chłopcze języków). Dogadaliśmy się wszakże w międzynarodowym jezyku współczesnych studentów i juz za chwile wiedziałem jak jest zdrowie po francuzku. Asortyment był bogaty. Wódeczka oczywiście też była, z tym ze szanowni koledzy nie piją jej tak ja my Słowianie z dalekiej północy tzw. shotami tylko mieszaja z jakąs colą albo innym świństwem. Ale niejaki Tibo powiedział, że koniecznie musze z nim wypić B52. Szczerze mówiąc nie wiedziałem o co chodzi ale zostałem zapewniony że bardzo dobry jest. Wpadłem w lekką konsternację gdy zobaczylem co stoi przede mną jakąś minutę później... 3 warstowa mieszanka Kahlui, Bayley'sa i Cointreou która w dodatku płonie na wierzchu.... I mam to wypić w 2 lykach w 5 sekund. Na szczescie pozwolono mi zdmuchnąc płomień... no trudno raz się żyje, ale nie żałowalem naprawde pyszny drink... musze w domu zakupic tylko odpowiednie składniki.

Impreza jak impreza. Głośna muzyka duz ludzi.. piwo się pije. Minęła szybko i intensywnie bez jakiś większych ekscesów. Ale po imprezie chłopaki stwierdzili ze zrobimy sobie małe afterparty.... No i znów piłem tym razem dużo wszelkich drinków w postaci bialy rusek, ciemny rusek, kamikaze:) no ale chyba za bardzo było nas slychać bo około 3:40 przyszedł cieć (tutaj zwany hall wardenem) i stwierdził, ze jesteśmyza bardzo głośno i mamy sobie juz pójśc.... PRzykro się nieco zrobiło no ale co było począć. Dobrze, że następnego dnia nie było zadnych wykładów...

Dzisiaj zakończyłem pracę z XSLT i bardzo mi z tego powodu dobrze. Poza tym wczoraj byłem na Taekwondo i wróciłem tak zmęczony ze zasnąłem jak tylko padłem na łózko ale było świetnie. W ogóle po świętach na jakis turniej jadę... trzeba będzie sklepać czyjeś asses:)

tymczasem idę coś wszamać bo Lechu w kuchni buszuje i robi chińszczyzmę.... trzeba sprawdzić czy daje radę:)

pozdrawiam i dziękuę za uwagę

poniedziałek, marca 27, 2006

Nie ma lekko

Ostatnie 2 dni spędziłem na pisaniu dokumentacji. Wcale a wcale mi się to nie podoba. Tudzień dodawałem jakieś małe kawałki funkcjonalności albo przerabiałem. Było naprawdę nie bardzo. Mózg mi się zlasował od ciągłem siedzenia i robienia tego XSLT. Nawet żadnego filmu nie oejrzałem. Jutro trzeba niestety iść już do szkoły bo 4 dniowy weekend sie kończy... No ale może jakoś przeżyjemy... Chociaz w tym tygodniu trzeba napisać kolejne kilka tysięcy słów dokumentacji z pozostałych projektów co wcale a wcale nie napawa mnie optymizmem. Może i te projekty nie są trudne ale doprowadzanie ich do porządku a potem pisanie tej dokumentacji zajmuje naprawdę za dużo czasu...

Z innych rzeczy piłem na przykład dzisiaj piwo Tetley's (tak ja ta herbata). Nie powiem zeby jakiś wybitne to było ale jednak nie było tez złe, myśle mimo wszystko że jednak nie będziemy go więcej kupować bo drogie jest.

Z innych rzeczy tutaj też się zmienił czas ponadto dzisiaj jest dzień Matki. Ciekawe prawda??? Ciekawe czy w innych krajach Europy też jest różnie czy tylko Angole sobie wymyslili ze będą inni niż wszyscy?

Nie grałem na kompie prawie 3 dni co jest do tej pory nie spotykane na wyjeździe i bardzo zaczynam się o siebie martwić. Myślę, że jutro będę musial to nadrobić ale nie wiem za bardzo kiedy.

Dzisiaj Lechu podniósł alarm, że jedna z największych części projektu nie działa. Oczywiście przyszedł z tym do mnie i ja faktycznie stwierdziłem, ze to nie działa. Rzecz polegała na zamianie kawałka elipsy na krzywą beziera.... Generalnie wychodziły czary a nie to co powinno. No ale Lechu chciał byc mądrzejszy niż wszyscy i po prostu znalazł przykład niemożliwy. To znaczy nie dało sie tego zwyczajnie narysować tego kawałka łuku, ale IE radośnie rysuje (a właściwie plugin adobe). No tak chlopaki są mądrzejsi niż wszyscy na swiecie i maluja nawet wtedy jak się nie da.

Miejmy nadzieje, że jutro będzie ciekawiej.

pozdrawiam

piątek, marca 24, 2006

Ale się działo

Muszę napisać, że od dwóch dni piszemy dokumentację z czterech najczęściej powtarzanych liter na tym blogu XSLT. Tak mamy jej dosyć i nie możemy na nią patrzeć, ale mimo wszystko musimy ją pisać... Jest ciężko ale jeszcze dajemy radę

Dzisiaj przyjechała siostra Stetana, ma na imię Magda. Z takiej oto okazji zostaliśmy zaproszeni dzisiaj na piwko. Bardzo się mi miło zrobiło i skorzystałem oczywiście z tej okazji. Pub do którego się wybraliśmy faktycznie była bardzo dobry, z mnóstwem telewizorów, a my tymczasem sączyliśmy sobie leniwo z kufli, byleby tylko uciec przed wracaniem do XSLT. Piłem piwko o wdzięcznej nazwie Stella Artois i dowiedziałem się, że jest ono reklamowane przez polskich aktorów w tym przez niejakiego Zamachowskiego. Leszek z nami nie wybrał się, no ale na pewno uległ już czarwoi xslta i zanurzył się w nim do głębi.

Jeszcze tylko 2 tygodnie nim powrócę do ojczyzmy do pięknej i miłego miejsca zwanego domem. Co prawda tylko na 2 tygodnie ale na pewno dobrze je wykorzysta.

No dobra wracam bo dzisiaj dostałem Shotguna w twarz.

pozdrawiam

środa, marca 22, 2006

100 rzeczy które dzisiaj zrobiłem ale o których nie powinienem pisać

Wstałem dzisiaj rano, jakoś tak szaro było... Uświadomilem sobie, że połozenie się do łóżka o godzinie pierwszej nie było najlepszym pomysłem ale widać nauka na błędach nigdy nie była moją mocna stroną. Przeklinając pod nosem zwlokłem się z mojego łóżeczka i przystąpiłem do przygotowywania się do wyjścia na jakże ciekawy wykład. W lodówce znalazłem jakieś pożywienie którym przynajmniej tymczasowo zaspokoiłem mój głód. Przygotowanie tostów, które oczywiście i tak się przypaliły gdyż oczywiście musiałem zaczytać się w jakiejś gazecie leżącej na stole, nie były nawet takie złe gdyby nie fakt, że za chwilę musiałem isć na wykład... Kryzys pogłębił jeszcze fakt, że gdy zapukałem do mojego współlokatora Leszka, on stwierdził, że właściwie dzisiaj mu się nie chce i zamiast nudzić sięna wykładzie jak zwykle poczyni lepsze rzeczy w postaci spania do 10. Niestety moje wrodzone poczucie obowiązku nie pozwoliło mi już udać się do leża więc pełen wewnętrznie tłumionej frustracji udałem sie na przystanek. Nie było tam na szczęście Stefana, który mógłby mnie zirytować z rana, na całe szczęście bo moglibyśmy sie pokłócić, a tak obyło się bez ofiar w ludziach (znaczy w Stefanach:)).

Całe szczęście miałem dobry pomysł, zeby wziąć ze sobą dodatkową pomoc na wyk;ad w postaci książeczki z Sudoku, która bardzo wydatnie pomogła mi przetrwać następne 3 godziny. Niestety nie wiem co się działo na wykładzie gdyż zdążylem zrobić 7 diagramów Sudoku w jego czasie, to znaczy chciałem... naprawdę chciałem się czegoś dowiedzieć ale tylko przez pierwsze 10 sekund bo potem stwierdziłem, że to i tak nie ma sensu...

Ae o godzinei 13 już wracałem do domu... W międzyczasie wpadliśmy z Piotrkiem na naprawdę genialny pomysł zrobienia zakupów. Udało się nam zakupić lody czekoladowe i toffi co znacznie podwyższylo poziom hormonów szczęście w moim organiźmie....

Kiedy wróciłem do domu i zobaczyłem uśmiechniętą twarz tego dezertera wiedziałem że chce zasadzić mu kopa wiadomo gdzie bo zrobił milion razy lepiej niż ja zostając w domu.... Świat nie był mi dziś sprzyjający... Potem niestety wpadłem na pomysł zrobienia obiadu.... Kurde oczywiście wykipiało bo co miało nie wykipieć jak mogło, na szczęście mięso się nie przypaliło bo chyba bym nie dał rady i zaczął bym klnąć...(w sumie i tak klnę ale jakos tak musze powiedziec...)

A potem zapadłem w letarg przed kompem na kilka godzin i patrzę nagle 22....
chyba najwyższy czas zakończyć ten słaby dzień i pójść spać
wszystkich znudzonych przepraszam za brak fajerwerków, ciekawych wydarzeń i innych smiesznych motywów... ale nie co dzień są święta.

dobranoc

wtorek, marca 21, 2006

O rzeczach wszelkich

Przez ostatnie dni nie działo się w sumie za wiele. Nadchodzi czas kiedy trzeba oddać te wszystkie projekty. Najgorsze jest to, że do każdego z nich trzeba napisać jakaś absuralną ilość dokumentacji więc wcale nie jest tak dobrze. Dzisiaj na przykład będę siedział nad mapą i sprawiał, żeby jak się najedzie myszką na budynek to żeby zmienił kolor. Prawda że piękne i pasjonujące:)

Przez weekend z reguły pisaliśmy jakieś projekty, ale zdarzyło się wyskoczyć do Piotrka do bloku posiedzieći pogadać albo po prostu wychylić piwko.

W ogóle ostatnio jakoś wesoło jest na gadu. Siedzę sobie kulturalnie aż tu w niedziele jakiś typ do mnie pisze "Siema", widzę że go nie znam więc myślę że pewnie bot albo inny idiota. No to odpisuje Siema z zamiarem skończenia na tym rozmowy. Ale koleś dziarsko kontynuuje Gdzie mogę dostać dobre palenie w Oxfordzie??? Myślę kurwa aleosochoci.... Pytam się go czy znaczy zioło??? On na to radośnie tak.... Niestety nie ma jeszcze dojśc i kanałów dystrybucyjnych obczajonych więc nie mogłem mu pomóc....

Wczoraj jakiś typ do mnie pisze Czy znam kogoś dobrego z fizyki? Odpowiedziałem, że możliwe. Na co kolo zapytał czy mogę mu wytłumaczyć coś z transformatorów. Zapytałem się skąd mnie ma na gg a jeśli nie ma to ile osób przede mną pytał. Okazało się ze byłem losowym czlowiekiem ktorego wybrał z katalogu..... Myslałem że nie przestanę się śmiac, chcialem mu już zacząć jakiś kit wciskać no ale w końcu zdecydowałem się na klasyczne "wiem ale nie powiem" na co kolo z oburzeniem "nie to nie". Morał 3 największe zagrożenia w sieci... Spammerzy, hakerzy i debile przy czym to 3 jest największe...

A w ogóle musze Wam powiedzieć, że czytacie spambloga. Przynajmniej wg googla. Od dłuższego już czasu musiałem przy zamieszczeniu posta wpisywać word verification. czyli losowe literki w dziwnej czcionce, bo chłopaki myśleli ze spamuje na potęgę. Nie wiedziałem o tym dopóki nie przyszedł Lech i nie mógł się nadziwić czemu jato musze robića on nie.... No i wyklikał właśnie to. Pelen oburzenia nawrzucałem tym idiotą z googla że jak raz umieszam jakiegoś linka to jeszcze nie znaczy że jestem spammerem, tym bardziej że ich opatentowany algorytm nie dał rady wyczaić, że jest to link do innego bloga.... No nic może im wybaczę ten afront i nie pozwę ich do są za straty moralne....

Ponadto w trakcie weekendu uzyskaliśmy całkiem ciekawe wyniki robią pieprzone XSLT. Po pierwsze okazuje się, że Adobe potrafi narysować elipsę które narysować się nie da... A także arccos(1,95) wynosi w przyblizeniu 58 radianów...

Dzisiaj niestety nie dałem rady pójść na wykład z rana, ale na szczeście nie mam co żałować bo akurat dla odmiany Bob po raz kolejny mówił o jakimś standarzie który jest (i który Stefan właśnie ochrzcił najlepszym standardem na świecie i który na pewno jest już stosowany po prostu wszędzie) i właściwie nikt go nie używa....

No wracam do pracy przede mną Krzysiu Marciniak i 3 wykład i 20000 słów dokumentacji do napisania.....
pozdrawiam

sobota, marca 18, 2006

Shisha

Wczoraj poszedłem na urodziny do Sariego, kolegi z Taekwondo. Było bardzo fajnie spotkalem psoro ludzi z Taekwodno. Generalnie były to urodziny w barze który na te okazję były wynajęty. A musze wam powiedzieć, że działo sie oj działo. Na przykład miałem do czynienia z tzw. Belly Dance czy bardziej swojsko brzmiącym Tańcem Brzucha. Co by nie powiedzieć o tancerce jakaś bardzo mega egzotyczną pięknością to ona nie była, ale tańczyła całkiem niekiepsko, jednak jedna z kuzynek Sariego tańczyła moim zdaniem dużo lepiej:) bo przedstawieniu zabrałem się za jedzenie arabskiego jedzenia. Bardzo dobre bylo musze powiedzieć. Aczkolwiek nie mogę przytoczyć, żadnej z nazw jedzenia które wczoraj konsumowałem, bo zwyczajnie za głośno bylo kiedy Sari tłumacyzł mi co i jak się nazywa i z czego jest zrobione:)

Po pólnocy Imad i Kris (kolejni ludzie z Taekwon-do) wpadli na pomysł, że zamówią faje wodne tak też i uczynili. Poniewaz jeszcze nigdy w życiu nie próbowałem tego dali i mnie poczęstwać sie o co cw tym chodzi. Wdychałem więc jakiś dym niszcząc swoje dziewicze płuca, dodajmy dym mial smak wisniowy.Potem również wydychałem go jak mniemam robiąc to w bardzo komiczny sposób, bo dużo osób się ze mnie zbijało:) Mam też kilka fotek tylko muszę zabrać je Sariemu co też uczynię w przyszłym tygodniu. Potem impreza się kończyła i stało się dzisiaj...

A dzisiaj pojechał Patyś, ledwie zdążyliśmy go pożegnać.. Bo kurcze nawet nie powiedzieli że wychodzą.... Marysiu było super że wpadłaś, wniosłaś tyle ożywienia tutaj naprawdę jesteś wielka!!!!

No i chyba tyle na dzisiaj
pozdrawiam

środa, marca 15, 2006

Urodziny Pana Lecha

Przerywamy nasz program aby nadać relację z nadzwyczajnego wydarzenia któe ma dzisiaj miejsce. Tak prosze państwa Leszek skończył dzisiaj 23 lata..... Tak więc ponieważ mamy do czynienia z tak spektakularnym zdarzeniem na pewno z napięciem czekają państwo na opis... Otóż dzisiaj wydarzyły się same niesamowite rzeczy, najpierw ten obiekt westchenień wielu kobiet na całej kuli ziemskiej wstal z łóżka koło 9;30!!!!! Tak to nie żart naprawdę tak było, sam mi o tym powiedział kiedy w spokoju konsumowałem śniadanie, nie muszę mówić jak wielkim dreszczem przeszyło mnie to zdarzenie. Potem nasz bohater sam chwycił za nóż i począł stwarzać stwoją własną strawę.... Ach cóż to był za widok. Nie mogę się również powstrzymać od opisu podróży razem z tym wielkim człowiekiem autobusem do szkoły. To było tak przejmujące wydarzenie, podczas którego patrzyliśmy przez okno oglądając pola.... Ale mogę uważać się za prawdziwego szczęściarza gdyż potem mogłem przezyć tak ekscytujące chwile po raz drugi kiedy wracałem ze szkoły. Takie rzeczy nie zdarzają się codziennie. I teraz jak pomyślę, że rozmawiałem z nim jeszcze o tak palących problemach jak w co dzisiaj pogramy to naprawdę czuję się kimś wyjątkowym. Dzisiaj specjalnie dla niego przygotuje naleśniki, żeby ta wielka osobowość mogła uczcić swoją jakże chwalebną 23 rocznicę urodzin. A po naleśnikach wielce zaskoczył mnie Lech, gdyż stwierdził że nie będzie towarzyszył nam na FUBARZE gdyż NIE MA OCHOTY... cóż za asertywność, to trzeba naprawdę wiedzieć czego się chce od życia żeby w urodziny siedzieć w domu. Tak więc dołączam od Siebie skromne życzenia Lechu: Samych dobrych chwil w życiu, dużo kasy na potrzebne rzeczy, żeby miał Ci kto gotować dobre żarciew Twoim wielkim domu, wartych Ciebie przyjaciół, dużo pozytywnych doznań cielesno-umyslowych i więcej pewności siebie....

I żebyśmy kurde więcej pili!!!!!
p.s. CZytelników uprasza się o składanie życzeń w komentach, mailach, telefonach, smsach, listach i innych środkach komunikacji, tudzież transferu informacji

wtorek, marca 14, 2006

2 absurdalne dni

No dobra... nie pisałem... nie chciało mi się i nie boję się do tego przyznać.... A działo się w sumie sporo. Przede wszystkim jest u nas Patyś.... i już w sumie jest zajebiście, Marysia wprowadza za dużo ożywienia i mogę przez to nie zdążyć z courseworkami (no dobra droczę się i tak zdążę ale muszę sprawiać wrażenie, że jednak nie.... bo jeszcze pomyślicie że naprawdę sie obijam).

Wczoraj było absurdalnei zarąbiste jedzenie. Schab + sałatka + zupka. Niebo w gębie i wielki szacunek dla kobiet, który ten pokarm bogów przygotowali. Była naprawdę super w Stappa bloku. 8 godzin siedzenia i robienia niczego (nie Nietchego pamiętajcie dzieci) w sumie na dobre wyszło. Po 6 godzinach Stappu z Marysią poszli odprowadzić Anię na stację (przyjechałą z Redding i jest ich znajomą) a my z Lechem zostaliśmy z Sebastianem.... chwilę myśleliśmy co tu by jeszcze porobić ale w końcu stwierdziliśmy, że obejrzymy jakiś film. No tak chwilę musieliśmy ustalić jaki bo jak się ma tak ja Sebastian jakieś 100 filmów to chwilę trzeba spędzić nad wyborem. Sam Sebasitan jest zarąbistym gościem. Rozmawia się z nim niesamowicie lekko, po prostu nie czuje się zupełnie, że to nie Twój język. Ponadto facet ma 6 domów w Hongkongu (znaczy jego rodzice) i jak sam mówi nie jest bogaty.... znacyz ma kumpli i koleżaki które są bogatsze wiec może przecież tak mówić.... aha czy wspominałem, że oszczędza na wakacje na Malediwach z dziewczyną?? Ale naprawdę jest absolutnie spoko. Wczoraj powiedział, że w sumie możemy obejrzeć Miasto Boga albo 21 gram bo to są dobre filmy i naprawdę warto je obejrzeć jeszcze raz ale właściwie to jesteśmy zmęczeni więc wyciągnął film Into The Blue i powiedział: Man the story is ok, quite ok but there's a Jessica Alba's ass starring so I think you won't complain:)". No i obejrzeliśmy... Film nic ale zdjęcia i Jessica zajebiste....

Dzisiaj był poniedziałek... Jakoś w sumie zleciał. To znaczy byłem w szkole chyba 2 albo 3 godzinki. I spędziłem nawet 6 godzin pisząc jakąś dokumentację ale potem stwierdziłem, że na wieczór idę do Stappów:) No i okazało to się zupełnie trafną decyzją:) Przychodzę a tam spotkał mnie dzień dziękczynienia:) znaczy 5 amerykańskcih dziewczyn + kilku typów siedzi przy stole i rzuca pilkami pingpongowymi do pustych plastikowych kubków... czujecie tę zbieżność????
Potem sobie poszli a Patysie Sebastian i ja zostaliśmy. Dostało się nam jeszcze troche kurczkaa z sosem żurawinowym + farsz. Calkiem przyzwoite szamanko. Potem obejrzeliśmy kolejny film. I teraz KONIECZNIE jeśli go nie oglądaliście powinniście go obejrzeć. Widowisko ma tytuł THE Anchorman i jest naprawdę zajebiście głupią komedią... ale nie nie nie pomyślcie, że namawiam was na coś w rodzaju EuroTrip czy Scary Movie 3, to jest zajebista głupia komedia. I można się na niej śmiać nie będą pijanym czy też jak to mówią tutaj Stoned - (po wypaleniu ziółka). Dzień zakończył się powaznym nadwyrężeniem przepony koło 2:00 AM i własnie wróciłem i tworzę posta. Prawdopodobnie w większości wygląda toto jak zbitek losowych wyrazów które nie mają raczej większego kontekstu no ale trudno.... tacy też muszą żyć. Najwyżej nakrzyczycie na mnie w commentach... No chyba, że naprawdę mnie ukaracie i przestaniecie czytać... nieeeeeeeeeeeeeeee nie zrobicie tego prawda????
Chyba pieprzę już równo od rzeczy
dobra
3majcie się luźno i niech moc będzie z Wami:)

p.s. kurde czemu ja muszę wpisywać jakeiś pieprzone word verification, moja siec neuronowa naprawdę ma trudności z rozpoznawanie tych cholernych liter a teraz chyba 9 muszę wpisać w rodzaju owdqsoypa

sobota, marca 11, 2006

Bardzo dobry dzień:)

Co by o nim nie napisać to jednak dobry dzień miał dzisiaj miejsce. Przede wszsytkim na plus warto zaliczyć to, że nie uczyłem się nawet przez minutę. Po drugie wartym wspomnienia jest fakt, że wstałem o 11:). Potem obijańsko się się do późna aż pisze tutaj Piotrek Stapp, ze moze byśmy wpadli bo właśnie przyjechał (a właściwie przyjechała) 4 do brydża. No to stwierdziliśmy z Lechem, że koniec tego absudalnego nic nie robienia i zabraliśmy się żeby przejśc te 50 metrów do sąsiedniego bloku:)
Na miejscu okazało się, że Piotrek dostał posiłki (w dosłownym tego slowa znaczeniu) gdyż poczęstował nas bardzo dobrą polską kiełbachą tudzież konfiturą na wypieczonym przez jego Mamę niesomowice pysznym chlebku. Niebo w gębie. Całość zdaliśmy się zapić resztką żubrówki która mu została po imprezie (bardzo mało tego było niestety) po czym rozpoczął się regularny brydżyk. Oczywiście gra stała na bardzo wysokim poziomie, kontrakty ugrywane były z wysoką precyzją (niczym słoń w składzie porcelany) a partnerzy niemal nigdy się nie kłocili z powodu nieudanych zagrań czy kontraktów. Widać po prostu było klasę zawodników... Niestety nie doszło do spraingu pomiędzy mną i Leszkiem z powodu nieudanego szlemika ale co się odwlecze to nei uciecze. Wszelkie rozmowy, że tak się wyrażę branżowe, były natychmiast ucinane przez Marysię, która bardzo symaptyczną osobą:)

No to tyle musze kończyć jutro prawdopodobnie równie cięzka niedziela (ze schabikiem przygotowywanym przez Patysiów) więc mam jeszcze jakieś 4 godziny opieprzańska:)
pozdrawiam

czwartek, marca 09, 2006

Pojedynek Tytanów

Ostatnio pomimo, że dni z reguły są nieco przynudne i nie ma o czym za bardzo pisać to jednak zdarzają się rzeczy bezprecedensowe. Dzisiaj na przykład około godziny 20:30 czasu Greenwich miało miejsce tutyłowe starcie. Było to wydarzenie okrutne, nie brakowało w nim potu i twardej meskiej postawy. Z lewej strony stanął ważący 80 kg dobrze zbudowany, 4.3-krotny mistrz Żoliborza w wąchaniu kwiatków Leeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeecz (dla przyjaciół Laczek) Arvanajtaj, z prawej strony 2-krotny mistrz Żyrardowa w koszeniu trawy, i -1-krotny vicemistrz województwa skierniewickiego w warcabach pod wodą Luuuuuuuuuuke Dizjekaaaaaaaaaaaaan.

Starcie było krótkie i intesywne. Obydwaj zawodnicy ubrani w przepiekne lśniące pancerze ochronne. I te kaski, proszę państaw co za kaski, białe z napisem adidas marzenie każdego dresa. Ale tutaj zawodnicy nie zasypiają (special Thanks to Wojtek) gruszek w popiele Luke wyprowadza atak lewą nogą, Lecz jednak fenomenalnie unika ciosu i cofa się. Luke idzie za ciosem i próbuje drugą ze swoich kończyn dolnych i ten cios jednak nie daje rady. ALe proszę państwa niech państwo zobaczą tę harmonię ruchów, te idealne zgrane i wyrzeźbione jakby dłutem antycznego rzeźbiarza ciała, te mięśnie jak prawie jak stal (prawie robi wielką różnicę). ALe tutaj kolejna akcja niesamowita proszę państwa, Lecz wybrowadził genialny atak lewą nogą, Luke jednak uniknął i skontrował wprost w bok drugiego zawodnika. Na trybunach wrzask, staniki lecą na matę, nie tylko staniki, proszę Państwa nawet zgniłe jabłka i pomidory. Tak tak to nie było legalne kopnięcie, LEcz jest nie czuje okazuje nienawiści swojemu przeciwnikowi wie, że jak będą wracać najwyżej przyłoży mu łopatą przez łeb do lasu i po kłopocie. Sędzia zarządza chwilę przerwy, i nakazuje kontynuować walkę. Szybkie wymiany ciosów, absurdalnie trudna do wykonania potrójna kombinacja kopnięć ze strony Luke'a (trudna dla średnio sprawnego 80 latka) trafia do celu. Lecz lekko zamroczony nie daje za wyrganą, świetna praca nogami z jego strony, i niczym piłkarz grają z klepki w uliczkę, uderza z nadświetlną prędkością w bok Luke a ten nic nie może na to poradzić. Punkt dla niego, skupmy sie tymczasem na niesamowitych ubiorach zawodników. Musze przyznać,prosze Państwa, że w mojej 30 letniej karierze komentatora jeszcze nie komentowałem tego typu zawodów. Co za krój, co za styl, jakie szykowne wykończenia nogawek. I te pasy. Takie białe takie niewinne takie czyste... Ale tutaj proszę państwa nieco się zagapiłem bo miała miejsce właśnie szybka wymiana ciosów między walczącymi obydwaj napełnieni jednak adrenaliną zdali się nie zauważyć, że je otrzymali... I tak prosze państwa niestety koniec. CZekamy w napięciu na wynik.... Stawką jest przecież zaszczytna pietruszka, widać w tym pojedynku było dużo polskich akcentów nikt przecież tak jak my nie walczy o pietruszkę... i niesety mamy remis.... Dogrywka za tydzień, ale ach cóż to była za emecjonujący pojedynek i nawet nie mieliśmy problemów z transmisją, iście niesamowite, tymczasem przekazuje głos do studia komentował dla państwa Włodek Z Saranowic halo halo Franku, oddaje Ci głos...

Post którego prawdopodobnie nie chciałem napisać

Dzisiejszy dzień jest znowu dniem weekendu. Wiem, że nie powinienem tego pisać moim drogim czytelnikom z Polibudy, którzy harują jak konie tam ale fakt faktem, że w tym tygodniu w szkole musiałem być raz. Wczoraj akurat na wykładach walczyłem mocno ze snem bo w tej sali było tak potwornie duszno, że naprawde nie szło wytrzymać.

Ponadto u nas w bloku odbyła się impreza. A właściwie jak się potem okazało wstęp przed kolejną imprezą bo tam to jest tak cykl wychodzisz z jednego bloku idziesz do następnego przychodzi security mówi że jest za głośno więc wszyscy idą do innego i tak w kółko... Tak więc wczoraj miałęm wycieczkę po 3 blokach: swoim c4 i g3. W sumie u nas w bloku było jedynie jakieś 9 osób więc było naprawdę spoko. Został mi też przedstawiony do posmakowania zupełnie nowy sos. Chodzi mianowicie o Ketchup z Majonezem. Ta mieszanka jest tak niesamowita, że naprawdę polecam ją spróbować. Bierzecie obraną surową marchewkę i maczacie w mieszaninie ketchupu i majonezu (pół na pół) i smakuje naprawdę super.

Na imprezie graliśmy w king of beers ale więcej nie będę w tę grę grał gdyż jest naprawdę słaba jak wychodzi i nie wiem nie ma w niej żadnego dynamizmu.... Okoo północy ludzi stwierdzili, że najwyżysz czas pójśc do następnego bloku tak więc zebraliśmy się i poszliśmy. Na miejscu jak zwykle milion osób na bardzo małej przestrzeni, spotkałem kilkoro znajomych troszkę pogadałem po czym przyszli gościez security i wyrzucili nas. Poszliśmy więc do g3. Tam impreza trwaa chyba jeszcze bardzo długo ale ja jednak stwierdziłem, ze mam dość już koło 1:30 i wróciłem sobie raźno do domku. Pogadalem z Matildą (pół japonka-pół francuzka)i Adnanem (francuz) na tej imprezie po czym stwierdzilem że w sumienudno jest i tak naprawde nic się nie dzieje więc niemialo sensu żebym jeszcze tam zostawał....

Dzisiaj na razie się nic nie wydarzyło, poza tym ze na pewno nie mogę powiedzieć że nic nie robiębo od 6 godzin piszę XSLT (z 20 minutową przerwą na obiad) i mam już tego NAPRAWDĘ dość... Całe szczęście że dzisiaj taekwondo i o ile noga nie będzie mnei za bardzo boleć to będę się musiał naprawdę zmęczyć, żeby się odstresować bo to już mnie do szału doprowadza to co piszemy.... Takie maksymalne dłubanie. A że z chłoapkami nie możemy utrzymać koncentracji dłużej niż 4 godziny to na pzykład zbijamy się z czego popadnie. Może dzisiaj na treningu będzie sparing to mnie pobiją z deczka to się trochę uspokoję bo na razie jestem potwornie zły na to co robię......

pozdro

wtorek, marca 07, 2006

Krzysztof zmarł

Właśnie przed chwilą dotarła do mnie tragiczna wiadomość. Otóż zostało mi przekazane, że Krzysztof nie dał rady. Wiem, że dla wielu osób było on ważną postacią i jednocześnie niebalnym człowiekiem, stąd krótka tutaj wzmianka o nim. To pełne patosu zdarzenie nie powinno przejśc bez echa. Czytelniku czytający tego bloga, nieważne czy znałeś Krzysztofa czy nie zatrzymaj się przez chwilę i popadnij w zadumę, czemu musiał umrzeć.....

Tymczasem musze napisać, że dzisiaj niestety dobiegł końca mój 6-dniowy weekend. Tak wiem, że nie powinienem tego pisać, będąc studentem PW gdzie niekiedy nie ma nawet 6 dni ferii zimowych ale trzeba przyznać, że nieco mi się udało. Bo akurat wczoraj było powtórzenie materiału (nieobowiązkowe więc nie poczuwałem się do obowiązku:)) a dzisiaj przypadkiem wykładowcy zastrajkowali w imię czegoś niesety nie wie wiem czemu a nie chcąc wyjść na łamistrajka przykładnie nie pojechałem do szkoły. Jutro musze się zebrać w sobie bo mam zajęcia. Nowy tydzień pracy się zaczyna.... i właściwie kończy o 13. Niesetty trzeba jeszcze zawlec się do Finance i pozbyć się kolejnej wielkiej ilości kasy za przywilej mieszkania tutaj a potem jakieś zakupy chyba. Oczywiście czwartek i piątek wolne wiec chyba pouczę się nieco z nudów bo nie wiem nie czuję się sobą acodzinne imprezowanie za dorog wychodzi:)

Ponadto dzisiaj na treningu nadwyrężyłem sobie chyba mięsień, bo cholernie mnie boli i wcale a wcale mi się to nie podoba. Dzisiaj po raz pierwszy miałem na sobie ochraniacze i robiłem za fighting dummy. Miałem to nieszczęście że akurat ćwiczyłem z niebieskimi i czarnym pasem i nieco mnie skopali:) W sumie na szczeście tylko na siniakach sie skończyło:) W czwartek nie wiem czy pójdę bo musze kończynę zaleczyć a ponadto w czwartek to juz nie mają być żarty tylko prawdziwy sparring i jeszcze przyniosą mnie w 3 częściach więc idę wykupić wysokie ubezpieczenie na życie...

pozdrowienia z kraju gdzie właśnie zaczęło mocno padać;/ i przepraszam ze długi czas niepisania na blogu;/ ale naprawdę w niedzielę nic się niedziało a pisanie że wstałem i zjadłem obiad nie należy do najciekawszych

sobota, marca 04, 2006

Przedwczoraj wczoraj i trochę dzisiaj


Czwartek był dniem który na pewno minął spokojnie. Udało mi się właściwie wykurować i raczej nie jestem już chory. W czwartek również dostałem mundurek do teakwondo i moje bardzo trendi zdjęcie zamieszczam poniżej. Teraz już na pewno nie będę się mógł opędzić o tych ton listów od fanek po tym jak to zdjęcie zostanie opublikowane. Na treningu nauczyłem się czegoś co nazywa się Poom-se i chodzi w tym o to, że niby walczę z kilkoma wyimaginowamymi przeciwnikami jednocześnie ale wykonując sekwencję predefiniowanych technik. Podobno jest to niezbędne żeby zdać na wyższe poziomy więc trzeba się tego uczyć. Aha wspominiałem wam, ze umiem już liczyć po koreańsku??:)

A na tym zdjęciu jestem szybszy niż migawka aparatu nawet chuck przy mnie wymięka.

Jak być może niektórym wiadomo wczoraj przyjechał do nas sokrates coordinator naszej uczelni znany też jako Lucjan Stapp. Duzą część wczorajszego dnia spędziliśmy więc z nim. Najpierw stwierdziliśmy, że wybierzemy się na zwiedzanie Oxfordu. Udało mi się więc pstryknąć nieco fotek które tutaj zamieszczam. Główną atrakcją, którą zwiedzaliśmy był Christ College, który połączony jest z katedrą więc ten college sprawia naprawdę wrażanie monumentalnego. Zwiedzanie naprawdę sprawia przyjemność a witraże w katedrze są naprawdę niesamowite. Niestety nie umiałem im zrobić dobrych zdjęć więc muszę się przejść do Piotrka i obczaić czy jemu może lepiej nieco się udalo to zrobić.

W sumie dużo zdjęć zrobilem ale oczywsity jest, ze po pierwsze część jest marna i nawet nie poprawiałem ich nic a mój upload tutaj jest tak żałosny że wgrywanie tutaj fotek to jest prawdziwa męczarnia. Ten internet tutaj to jest naprawdę jakaś porazka. I wcale nie jestem pewien czy nie jest to wina beznajdziejnych łączy, po prosut czasem nie da się w ogóle wejść na żadną stronę ( w tak zwanych godzinach szczytu) co jest nie do pomyślenia na starej dobrej PW.




Z ciekawszych rzeczy wczoraj niezależnie od Piotrka S. znaleźliśmy sklep z polskim żarciem. Drogo tam jak cholera ale wysupłałem jakieś tam pieniądze i kupiłem sobie prawdziwe polskie 2 żywce. Kosztowały jedyne 9 zł każdy ale warto było Leszek z kolei nie chciał chyba pić tego szlachetnego trunku i wolał przyinwestować w Pawełka(taki batonik) za 0.5 funta ale nie było to chyba trafiona decyzja.

Wczoraj miało miejsce zdarzenie bez precedensu. To że sobie chodziliśmy po mieście z Panem Stappem to jeszcze nic. Przecież każdy sobie może chodzić po mieście. ALe potem o godzinie 18 poszliśmy do pubu razem z Nim i to On stawiał (właściwie to chyba Unia Europejska ale ja się guięw tej biurokracji). No i kto teraz jest dobry?? Proszę ja was takim osiągnięciem na pewno nie może się pochwalić zbyt wielu studentów. Pogadaliśmy sobie całkiem na luzie i było naprawdę miło:) I naprawde nie mam gorączki i nie majaczę. To się wydarzyło naprawdę. No teraz to już chyba czeka nas tylko browarek z porf. Marciniakiem. Może go nawet zaprosimy jak wrócimy:) Tak tak prosze państwa takie wydarzenia są naprawdę wyjątkow i należy je dokładnie dokumentować. Niestety około godziny 20:30 musieliśmy z Lechem opuścić to szacowne grono gdyż ponieważ byliśmy zaproszeni na urodziny do Manu. Szykowała się konkretna imprezka z konkretnymi napojami ponadto nie można zawieźć jednego z najlepszych ludzi jakich tu poznaliśmy. Miejmy nadzieję, że dr Stapp nie potraktował tego jako afront i jak wrócimy to jeszcze będziemy studentami Pw. Pożegnaliśmy się więc grzecznie i poszliśmy i zmieniliśmy lokal.

Urodziny to była zwykład domóweczka w kuchni w bloku Manu. Jedzenia było dużo napojów wyskokowych też i co najważniejsze ludzi też troszkę było więc mozna było co nieco pogadać. Poznaliśmy wspóllokatorów (a właściwie współlokatorki bo mieszka z 5 dziewczynami) Manu na imprezie znalazł się również Karl i Lucile oraz Alex kolega Manu. Gadaliśmy sobie w najlepsze, popijając francuzkie jedzenie jakimś baccardi czy innym whisky. Oczywiście było kilka sytuacji w których nie mogliśmy z Lechem przestać się smiać (tak to niestety jest jak jest z 10 osób i tylko 2 rozumieją polski:) i mi się naprawdę podobało. Poznałem też 3 japonki niestety wpływ alkoholu na moją głowę uniemożliwił mi dobre skojarzenie ich imion z twarzami zwlaszcza że były tak podobne że wcale a wcale nie ulatwiały sprawy. Około godziny 3 wróciliśmy do domu z Lechem uhahani i zadoweleni z wypadu i radośnie poszliśmy w kimę.

Dzisiaj w sumie mieliśmy coś robić do courseworka ale na razie nie udało się nam. Przecież się nie będę narzucal z pracą jeszcze chłopaki pomyślą, że jestem jakimś pracoholikiem. Nawet miałem moment słabości i zadzwoniłem do Piotrka niestety nie odebrał, na gg też nie odpowiada więc prawdopodobnie nie ma czasu pisać teraz. Wielce zlą jest ta sytuacja gdyż znowu się lenię ale zawsze na łóżku dzielnie czeka modelowanie i naprawdę pragnie żebym je pochłaniał. Staram się poierać temu niecnemu czarowi ale nie wiem czy jest to dobra technika...

To w sumie tyle mam nadzieję, że zdjęcia przypadły wam do gustu, jak styram Stappa żeby w koncu udostępnił swoje foty to wgram nieco więcej bo naprawdę nie mogę go już od 2 tygodnie do tego zmusić.


pozdrawiam serdecznie

czwartek, marca 02, 2006

Weekend Begins

A dzisiaj właśnie zaczął sie weekend. Z nudnych czynności które zostały dzisiaj wykonane poszliśmy z Lechem w końcu do miejsca zwanego bankiem w celu otworzenia czegoś co nazywa się kontem. Dzisiaj Lechu wstał w ogóle o jakiejś absurdalnej godzinie i wstałem po raz pierwszy po nim... Nie wiem co się dzieje.

W banku dokonaliśmy pewnego mataczenia. Zostaliśmy ostrzeżeni przez Stefana, że jak się powie że ma się już konto w Polsce to trzebas będzie dużo dziwnych rzeczy wypełniać, tak więc z zimną krwią gdy pani w okienku spytała nas o to czy posiadamy konto odpowiedzieliśmy,, że niesety takiego czegoś nie mamy. Dodam możę że tutaj jak być może wiecie z blogów Stefana albo Piotrka Stapppa. Trzeba wypełnic tak mniej więcej 10 stronicową książeczkę (dla porównania żeby założyc konto w m-banku wniosek ma 1 stronę podobnie w inteligo). Gdy jednak okazało się, że nie mam konta liczba stron znacząco zmalała. Musiałem podać wiele dziwneych danych o sobie. Pani ze stoickim spokojem zapytała mnie czy już kiedyś może zbankrutowałem?? (zastanawialem się chwilkę bo w sumie parę razy grałem w jakieś gry w których się mi to zdarzylo ale chyba nie o to chodzi) albo ile na przyklad mam dzieci??? Lecha inwigilowna jeszcze bardziej. Zapytano się go skąd ma kase tutaj, a ile właściwie, po co tak naprawde to konto, co zamierzaa na nim robić?? Lawina pytań nie ustawała ale jednak jakoś udalo mu się chyba przekonać Panią z okienka, że być może nie chce prowadzićnielegalnych interesow ani też prać brudnych pieniędzy.

Zdrowie moje uleglo pewniej poprawie niemniej jednak mój głos jest jak to wczoraj określil Many dosyć niestabilny i czasem brzmię jak 14 latek przed mutacją.

Dodajmy może jeszcze, że dzisiaj przyjachała wizytacja z Polibudy. Niejaki dr Lucjan Stapp (brzmi znajomo prawda??) przyjechał sprawdzić czy przypadkiem tutejsza uczelnia nas za bardzo nie niszczy albo oszukuje, a być może także czy przypadkiem nie opieprzamy się za bardzo:) Myśle w sumie, że Piotrek będzie troszkie zajęty przez następne 4 dni:) Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jutro Polibuda stawia obiad co zamierzamy z chłopakami skrzętnie wykorzystać, w końcu należy się nam cośod życia:)

To tyle na razie
pozdrawiam wszystkich

p.s. muszę jeszcze dzisiaj poczytać troszkę o Curve'ach i innych taskich niestety;/